4 listopada 2008 r. była w Moskwie pogoda parszywa. Zimno, lało. Ale pod budynek ambasady Stanów Zjednoczonych z oddalonych miast guberialnych zwieziono setkami autobusów kilkanaście tysięcy Naszych. Dzieciaki z putinowskiej młodzieżówki świętowały tu z pewnym opóźnieniem zamorskie Halloween.
Ta importowana tradycja, choć Cerkiew patrzy na nią bardzo krzywo, przyjęła się wśród młodych Rosjan. A tym razem nawet hierarchowie nie byli przeciwni pogańskiemu obrzędowi. Bo wodzowie Naszych wymyślili, że będzie to pożegnanie wcielenia światowego zła, odchodzącego prezydenta George'a Busha.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze