Gdy w 2008 r. do Niemiec z pożegnalną wizytą przyleciał kończący drugą kadencję George W. Bush, Niemcy przyjęli go chłodno. Nie było uroczystości, przemówień, Merkel nie zaprosiła go nawet do żadnego większego miasta. Zjadła z nim obiad w podberlińskim pałacyku w Mesebergu, porozmawiała i odprowadziła do limuzyny. Niemcy Busha żegnali bez żalu.
Obama po raz pierwszy do Berlina przyjechał miesiąc później, jeszcze jako kandydat, a przemówienie, jakie wygłosił pod Kolumną Zwycięstwa, zelektryzowało Niemców. Mówił o zmianie świata, walce z nierównościami, ociepleniem klimatu i terroryzmem, o budowie mostów między narodami. Niemcy reagowali, krzycząc jego wyborczy slogan: "Yes We Can". Prasa pisała zaś, że Obama ucieleśnia tę dobrą Amerykę, za którą Niemcy w czasach Busha zaczęli tęsknić.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze