Poszło o to, że podczas rocznicy katastrofy pod Smoleńskiem Duda mówił o potrzebie "wzajemnego wybaczenia" w polskiej polityce, zaś Kaczyński zapowiedział ukaranie winnych śmierci brata i potępił ideę wybaczania.
"Chyba go bardzo bolą - stwierdził Kaczyński o Dudzie "wSieci" (z 18 kwietnia) - te opowieści, że może być od kogoś zależny, jego otoczenie jakoś wyjątkowo to przeżywa" (...). Tam dbałość, by być oddzielnie, jest bardzo silna (...). Ja to zaakceptowałem, choćby dlatego, że nie miałem innego wyjścia". Kpiny czy wciskanie kitu? Wszak mowa o wiernej przystawce prezesa. Jednak nie sądzę, by Kaczyński pozorował dystans, chcąc przydać Dudzie nieco prestiżu i godności. Wywód szefa PiS dowodzi, że każdą, najmniejszą odrębność we własnym obozie uważa on za szkodliwą. Nieufność popycha go do tego, by nawet Dudę i jego ludzi traktować jak możliwe zagrożenie.
Wszystkie komentarze