"Nieważne, kto głosuje - miał powiedzieć Józef Stalin. - Ważne, kto liczy głosy". Mówił tak w czasach, gdy wszystko decydowało się nad urną wyborczą, a ściślej - po jej otwarciu. To wówczas głosy pojawiały się i znikały, poprawiano twórczo protokoły komisji wyborczych albo przeciwnie - heroicznie broniono ich niezmienności, a zatroskani obywatele wymyślali nowe sposoby monitorowania działań władz, by zapobiec cudom nad urną albo przynajmniej móc je ujawnić.
Dziś jednak do jawnych i grubych fałszerstw wyborczych dochodzi rzadko, nawet w państwach niezbyt demokratycznych, jak Rosja. Dlatego zresztą tak groteskowe były ubiegłoroczne oskarżenia PiS i SLD po ogłoszeniu wyniku wyborów samorządowych w Polsce. Dziś cuda dzieją się nie nad urną, ale przed nią. I w znacznym stopniu decydują o tym, co się w niej znajdzie.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze