"Dopiero gdy jej nie ma, wszyscy zdają się rozumieć, co Krystyna Chojnowska-Liskiewicz zrobiła, co osiągnęła. Co to znaczy być pierwszą. Że to znaczy przekroczyć horyzont wyobraźni, pomyśleć »mogę«, gdy inni myśleli »nie da się«. Wkroczyć w nieznane. Wyznaczyć szlak" - pisze w "Samotnych oceanach" Paulina Reiter.
Wyszła w morze - na jachcie "Mazurek", zaprojektowanym przez męża Wacława - z Las Palmas 28 marca 1976 roku. Na trasie jej rejsu znalazły się: Barbados, Kanał Panamski, Tahiti, Sydney, Mauritius, Kapsztad. Blisko dwa lata później "nadaje teleks do przewodniczącego głównego komitetu kultury fizycznej i turystyki, ministra Wiesława Adamskiego, do Warszawy": "KAPITAN KRYSTYNA CHOJNOWSKA-LISKIEWICZ MELDUJE Z JACHTU MAZUREK ZE DNIA 20/3 O GODZINIE 2100 GMT NA POZYCJI 16.08 NORTH 35.50 WEST PRZECIĘTA ZOSTAŁA PĘTLA OPASUJĄCA KULĘ ZIEMSKĄ W SAMOTNYM REJSIE KOBIECYM. KAPITAN JACHTU" [pisownia oryginalna].
Wszystkie komentarze
...ny taki kraj, gdzie takie kobiety docenia się po ich śmierci!
Oczywiście będąc dziennikarką przyznać się do tego że nigdy nie słyszała o Polce która samotnie opłynęła Ziemię to kompromitujące.Pani Reuter pewnie zgłębia wiedzę kto,kogo posunął wczoraj w Hollywood,kto pokazał krocze na Bermudach ewentualnie na Bali.Wstyd!!!
Wnioskuję, że ty wszelką wiedzę historyczną wypiłeś(-aś) z mlekiem matki, więc nie pogłębiasz jej od dzieciństwa bo po co... a o rzeczach o których nie masz pojęcia zwyczajnie ignorujesz dyskusje.
przeczytaj wspomniane zdanie do końca, może coś pojmiesz...
Słusznie prawi. Z przyjemnością posłuchałam o nowej książce w ciekawym wywiadzie z autorką, ale od kilku dni śmieszą mnie głosy: zapomniana, nieznana. No to skąd ja o niej wiem? Odkąd pamiętam, to wiem? Był Teliga, Baranowski i była pani Liskiewicz. Po prostu.
Nie wznowiono ale na znanym portalu jest bardzo dużo ofert wydania z 1979r. Mam nadzieję że się nie mylisz, że ta poprzednia jest dużo lepsza. Na pewno czytałeś obie książki by porównywać?
Wypracowania pani Reiter nie zamierzam czytać w całości. Obszerny fragment zbrzydził mnie wystarczająco.
Chcesz opowieść z pierwszej ręki o żegludze, łodziach, ludziach, dalekich światach i oceanach - czytaj Liskiewicz.
Chcesz feministyczno-obyczajowe deliberacje post mortem o jeszcze jednej odkrytej pozycji w panteonie nieustraszonych w pracy - czytaj Reiter.
Co kto woli.
Powiedzmy, że to taki Teliga czy Baranowski w spódnicy. To czego dokonała zapewniło Jej poczesne miejsce w światowym żeglarstwie. To w ogóle były czasy wielkich osiągnięć.
Zresztą, o czym rozmowa: zeymarine.com/top-10-female-sailors-in-history
Akurat to, że dziennikarka Wysokich Obcasów nie słyszała o Krystynie Chojnowskiej-Liskiewicz, wcale mnie nie dziwi. Podobnie jak nie dziwi mnie podejście "skoro JA nie słyszałam, to na pewno nikt nie słyszał, bo przecież JA z definicji wiem wszystko, a może nawet więcej".
Za to potwierdzam, że ja, wstrętny, biały, heteroseksualny samiec (fuj), słyszałem. Podobnie jak słyszeli chyba wszyscy, których znam. I podziwiałem. A nawet własnymi rękami i nogami dotykałem "Mazurka".
"skoro JA nie słyszałam, to na pewno nikt nie słyszał, bo przecież JA z definicji wiem wszystko, a może nawet więcej".
"Więc napiszę o tym książkę i klękajcie narody."
Z porównaniami bym się zbytnio nie wychylał, do Teligi nie przyznaje się jego rodzina a Baranowski był dobrym żeglarzem ale czy wzorem to już bym wątpił.
Zagadka ma banalnie proste wyjaśnienie.
Dziennikarzyni szukała kapitanki, a to była Pani Kapitan - jak sama się podpisała w depeszy.
No i co poradzisz na taki horyzont?
O bosz! I pewnie zakopany w archiwach TVPiS?
Z tego co wiem zgubiono dźwięk, został tylko obraz.
Nie była sama. Przecież był jeszcze Krzysztof Baranowski i był Henryk Jaskuła. Potem już był tylko sławny pisowski jacht "I love Poland". I jego podrygi na morzach i oceanach.
W Szczecinie też.Spędziłem 30 lat na morzu i uważam że jest to bohaterstwo nie do opisania.
Ja w Warszawie też pamiętam.
Górki Zachodnie :) marina nadal urocza