Weronika Anna Marczak będzie gościnią Wiosennych Targów Książki Empiku. W środę, 17 maja, o godz. 15. odbędzie się spotkanie online z autorką z okazji premiery jej książki „Perełka. Rodzina Monet. Tom 3. Część 1" (Wydawnictwo You&YA). Rozmowę poprowadzi Weronika Wawrzkowicz. Transmisja z wydarzenia będzie dostępna na Facebook.com/empikcom. 17 maja Weronikę Marczak będzie można spotkać od godz.16.w centrum Warszawy, w Pasażu Wiecha, w odtworzonym pokoju Hailie Monet. Pisarka powróci do pokoju Hailie w sobotę 27 maja o godz. 12.
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Łyżka, widelec, kompjuter... Brrr
Możemy chyba powiedzieć to wprost - to jest wszystko to, czym literatura właśnie nie jest, od czego ucieka i przed czym się broni.
Dla mnie maksymalnym odejściem od ortodoksji całej literatury jest tylko nośnik - dopuszczam wersję książki dostępnej na czytniku. Tylko dlatego, że jest to wygodne rozwiązanie dla wielu ludzi. Nic jednak nie zastąpi papieru i druku. Nigdy.
Przewiduję nadchodzące zmęczenie takimi wynalazkami i renesans prawdziwej książki. Ludzie powoli mają dosyć nieskończonej multiplikacji tych dziwnych platform, subskrybcji, etc.
Książka się obroni. Literatura się obroni.
Za parę lat ludzie będą się wstydzić na samo wspomnienie takich dziwactw, jak to opisane powyżej.
No i dobrze. Niech papierowa książka upadnie. Szkoda na nie drzew.
Mam swoje lata na karku, a mimo to mam wrażenie jakbym czytał wpisy jakichś marudnych dziadków i babć, wypierających rzeczywistość i tęskniących za swoją młodością. A tak poza tym, to dziewczyna ma u mnie dodatkowego plusa za fragment, w którym redaktorek chcąc zabłysnąć modnym "patriarchalizmem", zamiast usłyszeć zachwyty, dostał pazurem zdrowego rozsądku po nosie. Brawa dla Pani Weroniki.
Mogę tylko powiedzieć za starym mistrzem zen - pożyjemy, zobaczymy. Starym dziadkiem nie jestem, przekroczyłem półmetek. Skoro akceptujesz kwestię wieku, to można na całą sprawę spojrzeć dualnie: albo gratulować młodej osobie przebicia się do swoich odbiorców i osobistego sukcesu, bo wszytko dziś takie szybkie i to dobrze, że ludzie umieją korzystać z dostępnych technologii; albo załamać się zupełnie, bo skoro jutro może mnie rozjechać ciężarówka (kruchość życia), to ja nie chcę byle czego dzisiaj, chcę kontaktu z czymś wybitnym w przypadku literatury. Umówmy się, że jeśli chodzi o literaturę, to ona sama jeńców nie bierze, ona zabija bardzo skutecznie i trwale wszystkie jej niedoskonałe wcielenia - ma spartańskie metody selekcji. Zatem dajmy tej Pani czas, tyle czasu ile potrzebuje i niech pracuje, rozwija się i walczy z tą bezlitosną selekcją. Ja życzę tylko powodzenia. Ale sama platforma opisana powyżej, to w moim mniemaniu zaprzeczenie literatury.
*akcentujeszz ogólnie pardon - telefonik mi robi czary-mary
Zawsze tak było, masy lubią prosty język i proste przewidywalne historie, w sensie lubią jak są zwroty akcji, ale ostatecznie na końcu ma być szczęśliwe zakończenie. W literaturze dla dorosłych multum jest takich pozycji, do dostania w każdym większym salonie prasowym. Dzieciaki obecnie siedzą w social media, więc tam trzeba do nich docierać. Ot cała historia.
bo w 19 w. wszyscy czytali Dostojewskiego hahahaha
Gusta młodego czytelnika kreują glownie rodzice. Jeśli nie czytają to wiadomo jak to się kończy a jeśli w domu leży coś pokroju królowych życia to jw. Tzw Young Adoult to nie dziura do zapełnienia bo nikt się nastolatkami nie interesował tylko żyła złota bo młody, niewyrobiony czytelnik przeczyta każdą pierdołę.
gusta młodych czytelników kreują rówieśnicy (plus oczywiście marketing internetowy). Moja córka - mól książkowy, niestety też wchłonęła te książki. Nie mam na to żadnego wpływu, ale na szczęście była to tylko jedna z wielu przeczytanych pozycji.
Myślę, że to trochę bardziej skomplikowana sprawa z tymi gustami i kto ma na nie wpływ. Na mnie rówieśnicy nie mieli żadnego wpływu w tej sferze, wręcz odwrotnie - to ja ich atakowałem moimi lekturami i gustami.
Kiedyś kolega na studiach po lektoracie łaciny zagroził, że mnie wrzuci pod tramwaj, bo śmiałem powiedzieć, że S.King nie jest prawdziwym pisarzem. W tramwaju skapitulował pod jednym argumentem: poprosiłem go o szczerą odpowiedź, czy jest w stanie postawić książki Kinga na jednej półce obok Nabokova, Borgesa, Bułhakowa, Paza... Przyznał rację, że się nie da i to zakończyło spór. Zgadzam się z Dragonblood. W moim domu półki uginały się od książek i to były same dobre rzeczy. Wystarczyło sięgnąć ręką i można było trafić na prawdziwe perełki. Tak odkrywałem najważniejsze nazwiska światowej literatury i to był mój drogowskaz. Nie, nic od rówieśników nie mogło mnie w najmniejszym stopniu pobudzić intelektualnie i zafascynować literacko. Absolutnie nie. Rówieśnicy mnie raczej bawili zupełną niewiedzą o istnieniu konkretnej literatury.
Trudno się nie zgodzic-dorastalam w czasie gdy internet raczkował, FB zadebiutował kiedy bylam na studiach. I bez względu na etap nastoletni znakomita większość noe czytała. Ale głównie dlatego, że rodzice nie czytali. W domu często jedyną książką była telefoniczna.
Kiedy nastąpił dziki szał Potterowy do głowy by nikomu nie przyszło, że paskudztwa typu Pizgacz będą wypełniać półki księgarń. A potem przyszło 50 Twarzy Greya. I było już tylko gorzej
To jest 100% racji. Chyba jesteśmy w podobnym wieku. Moje wspomnienia z odwiedzin kolegów w latach 80'tych, gdy byłem małym lojtkiem, sprowadzają się do obrazków mieszkań bez książek. Na regałach i półkach królowały oczywiście kryształy i badziewia turystyczne z dwóch krańców Polski. Szczytem wyposażenia domowego księgozbioru była taka tematyczna seria "Kronika" umiejscowiona oczywiście obok barku z alkoholami, żeby zrobić wrażenie na gościach, że w tym domu są ludzie na poziomie.
Tak! A potem ciemnozielona Encyklopedia Gutenberga, ktorej nikt nigdy nie otworzył ale tak pięknie dodawała intelektu, zdalnie.
Nic się natomiast nie zmieniło, poza manifestowaniem pogardy do czytania z jednoczesnym gloryfikowaniem czytania czegokolwiek. Kilka opowiastkek z odwiedzin i pytania "po co ci tyle ksiazek? Ty to czytasz? Po co?". I legendarne "ja nie mam czasu na czytanie". Swobodnie można odpowiedzieć "widac". I tak nie trafi.
Nawiasem mówiąc King jest napompowany jak cyrkowy balon. Nie da się czytać.
Bardzo dobre określenie twórczości Kinga. Miałem kilka podejść do jego powieści, przeczytałem trochę zbiorów opowiadań. Nie w oryginale, tłumaczone na polski. Nie mogłem, starałem się, ale odpadłem. To porównanie z cyrkowym balonem jest kapitalne. Lunapark językowy. Dosłownie tak to wygląda. Być może to przypadłość tych bardzo płodnych autorów? Piszą jakby na haju lub w manii. Znam tylko może dwa, trzy nazwiska autorów trzymających poziom pomimo przesadzonego tempa (zazwyczaj sztucznie podkręconego). Grafomanów nie trawię. Mnie w pierwszej kolejności przyciąga styl. Jeśli na dzień dobry, dosłownie na pierwszych dwóch stronach nie zostanę zachęcony interesującym stylem, to rezygnuję skutecznie zawiedziony. Kiedyś byłem bardziej wyrozumiały, dziś już nie. Wybaczam nawet brak głębszych poziomów zahaczających o filozofię. Książka może być naprawdę o niczym, jeśli jest bdb napisana, to ja to ogromnie doceniam. Często tu podaję w różnych dyskusjach o literaturze przykład Trumana Capote'a i jego minipowieść "Inne głosy, inne ściany", którą napisał w bardzo młodym wieku. Czytałem ją chyba z ponad 10 razy dla języka właśnie. On wtedy trenował uporczywie warsztat pisarski. Uwielbiam praktycznie wszystko, co napisał. A "Z zimną krwią" jest być może najlepszą powieścią XXw, jedną z najlepszych, na pewno ściśle Top 10. W oryginalne jest wybitnie zgrabnie napisana, a i polskie tłumaczenia są też bardzo dobre i czyta się tę powieść w naszym języku rewelacyjnie.
A więc imć Mróz nie jest przez Ciebie poważany... :]
Nie znoszę waty słownej, mam wrażenie jakbym żuła żwir.
Niemniej to bardzo niedobre zjawisko pisania, nie, bazgrania po papierze, pod czytelnika towarzyszy nam już na tyle długo, że nawet stroniący od książek zauważy, ze najpopularniejszy staje się zwykły szajs. To jest jak z Martyniukiem-ilosc nie świadczy o jakości. Słyszę już te głosy oburzenia, że niech sobie czyta co kto chce. Tak, wolność wciąż jest, niemniej ani Martyniuk to nie muzyka przez duże M ani Mróz czy Marczak pisarze. Kiedyś na ludzi zajmujących się niczym szczególnym lub nie wiadomo czym, a mimo to znanych, wymyślono określenie infuencer/celebryta. Może czas poszukać odpowiedniego słowa na ludzi kompulsywnie stukających w klawiaturę?
Czekamy na polskiego nobla za encykliki.
Żebyś się nie zdziwił...
Ale to nie był wywiad z PADem przecież, więc czemu o nim piszesz? :-)
Ktoś to naprawdę powiedział?
To anegdota. Dość stara już.
Anegdota pamięta czasy zamachu na WTC
Możeśmy, starzy, nie zrozumieli. To jest fantatyka o portfelu. I wśród bohaterów jest właśnie rodzina monet: dwugroszówka, złotówa i piątak.
:)
Ludzie, trzymajcie mnie :)
A skąd wiesz na jakim poziomie jest jej licencjat? Bo owszem, wiekszość dwudziestoparolatków w ogóle nie zna zasad składni, pisze potocznym językiem i dziwi się, że ktoś w ogóle angażouje się w poprawianie ich tekstów (też się sobie dziwię od 20 lat), ale z definicji licencjat to rozpraw(k)a akademicka, a jej ocena jest podstawą do przystąpienia do egzaminu, po zdaniu którego otrzymuje się tytuł akademicki. No to o co Ci chodzi?
O to że rozwielitka umysłowa nawet bez magisterium, spłodziła koszmarek językowy o fabule przy której Lipińska, Bonda, Mróz i Michalak godni są literackiego Nobla...
Skoro reklamują de Barbaro... nic już nie zdziwi