Kiedy przechodzimy kryzys i nadchodzi zima, możemy ją przyjąć, zanurzyć się w niej, a nie tylko zaciskać zęby, żeby przetrwać.

Tekst pochodzi z dwumiesięcznika "Książki. Magazyn do Czytania". O czym jeszcze piszemy w wydaniu 6/2021 czytajcie tutaj.

Leżą w lodówce między musztardą a słoikiem ogórków. Jedna koło drugiej, umieszczone z czułością na płatkach waty. Ciemne, popękane, niepozorne. Pestki jabłka, zebrane latem przez mojego syna Ignacego, zapalonego ogrodnika.

Będą tak zimować na mokrym podłożu przez kilka tygodni, bo bez tego nie narodzi się z nich nowe życie. Nie można tego procesu przyśpieszyć ani pominąć. Fachowo, tłumaczy mi syn, nazywa się to chłodną stratyfikacją. Pestki potrzebują wyciszenia, niskiej temperatury i czasu. Patrzę na nie, wyjmując z lodówki mleko do kawy, i zastanawiam się, czemu my, ludzie, sobie na to nie pozwalamy? Dlaczego wymagamy od siebie ciągłej gotowości, dzielności, bycia w dobrej formie, szybkiego powrotu do równowagi po doświadczeniu kryzysu? A może nam też przydałoby się zimowanie?

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Sebastian Ogórek poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze