Po "Afrykańskich korzeniach UFO" być może ufoludki już na zawsze przestaną być dla was zielone. Czytając "Drugą żonę", macie ochotę krzyknąć: "Co robisz? Nie widzisz, że oni coś knują?". A zastanawiając się nad "Zaginioną", na pewno polubimy Sheensa, opychającego się słodyczami pracoholika.

Anthony Joseph "Afrykańskie korzenie UFO", przeł. Teresa Tyszowiecka BlasK!, wyd. Korporacja Ha!art, 2020

W tej powieści spotykają się przeszłość, teraźniejszość i przyszłość oraz woda, ziemia i kosmos.

"Ów Saturnaliów luz i groove asfaltom szedł do głów. Na brylantynie łapiąc ślizg, rozczochrywali sobie fryzz. Ten sound miał taki soul i swing, że jak huragan zrywał dywan ciał, ciął jak konopny bicz" – to nie książka, to symfonia!

Ale nie żadne tam Beethoveny czy Mozarty, bo "Afrykańskie korzenie UFO" to literacka muzyka grająca od duszącej się pod muchą klasyki tak daleko, jak tylko można to sobie wyobrazić. Więc jeśli już podczas lektury przygrywa nam w głowie jakaś orkiestra, to tylko słynna Sun Ra Arkestra, której lider głosił, że przybył z Saturna, wzmocniona do tego siłami ojca free jazzu Ornette'a Colemana, dzisiejszej gwiazdy tożsamościowego czarnego jazzu Shabaki Hutchingsa i całą masą odjechanych ostrych oraz hiperkreatywnych czarnych artystów słowa, od hiphopowego duetu Shabazz Palaces po poetkę, peformerkę i aktywistkę Moor Mother.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Agata Żelazowska poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze