Stałem sztywno z zaciśniętymi pięściami i uniesionym łomem. Monika wyciągnęła zza pleców koszyczek z opłatkiem

1

Bałem się, że będą z nim kłopoty, od razu jak tylko wszedł. Spojrzałem pytająco na Starszego, który skinął głową. Facet jest pijany, ale kto dziś nie jest? Może wejść.

Dajmy mu szansę, żeby nie spędzał Wigilii w samotności.

Przynajmniej nie jest nawąchany jak ci młodzi przed chwilą. Nie musiałem nawet patrzeć na Starszego. Od razu wstałem ze stołka i zagrodziłem im wejście.

– Co jest, typie! Wpuść nas, mordo! – zaczęli się rzucać.

– Chłopaki, to nie jest miejsce dla was – nachyliłem się do nich (mam prawie dwa metry wzrostu, sto dwadzieścia kilo wagi i wytatuowanego węża na połowie twarzy). – Nie spodoba wam się tu. Zaufajcie mi.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Anna Gamdzyk-Chełmińska poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze