Pytanie, o czym traktuje, można uznać za zbędne. Mniej więcej o tym co zawsze. O Pilchu, rzecz jasna, który nie byłby sobą, gdyby kokieteryjnie nie zaznaczył, że "plemię przegrzebujące jego sekrety nie wymrze nigdy".

Jerzy Pilch, "Żółte światło", Wielka Litera, Warszawa

Osiem opowiadań złożonych ogromną czcionką. Gdyby „Żółte światło” przeliczyć na znormalizowane strony maszynopisu, nie byłoby ich więcej niż 50. Żadna to skarga konsumencka czy wyraz niewdzięczności, raczej konstatacja, że „późny” Pilch pisze zwięźle i gęsto, słów nie nadużywa, co „wczesnemu” Pilchowi zdarzało się nagminnie. Dodajmy, że nowa książka reprezentuje dość wymagającą formę – jest cyklem powiązanych ze sobą opowiadań.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Anna Gamdzyk-Chełmińska poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze