Osiem opowiadań złożonych ogromną czcionką. Gdyby „Żółte światło” przeliczyć na znormalizowane strony maszynopisu, nie byłoby ich więcej niż 50. Żadna to skarga konsumencka czy wyraz niewdzięczności, raczej konstatacja, że „późny” Pilch pisze zwięźle i gęsto, słów nie nadużywa, co „wczesnemu” Pilchowi zdarzało się nagminnie. Dodajmy, że nowa książka reprezentuje dość wymagającą formę – jest cyklem powiązanych ze sobą opowiadań.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze