Krótką (niecałe 200 stron) książkę Francuza Édouarda Louisa "Koniec z Eddym" czyta się z wypiekami na twarzy. To ona mogłaby wzniecić rewolucję, taką, która - zamiast podpalać - uratuje świat.

Powieść
Koniec z Eddym
Édouard Louis
Przeł. Joanna Polachowska
Pauza, Warszawa

Autor prowadzi nas za rękę – od szoku, przez zażenowanie, po zrozumienie i utożsamienie. Nigdy – aż do końca – nie poczujemy się w pełni komfortowo, taka jest cena wyprawy, ale nigdy nie pozostaniemy samotni. Gdy mamy już ochotę powiedzieć mu, że tak cyniczne spojrzenie na ludzką naturę to ostatnia rzecz, której potrzebujemy, on podrzuca nam jakąś wędkę.

Zaczyna się od sceny poniżania, plucia w twarz (scena, jak niemal wszystko w tej powieści, jest szokująco namacalna, a jednocześnie ma trudny do przeoczenia seksualny, może sadomasochistyczny, podtekst). Aktorami są trzej uczniowie z prowincjonalnej podstawówki: „nowy” i dwóch „starych”, którzy nazywają go „pedałem” i „ciotą”.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Anna Gamdzyk-Chełmińska poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze