Amy Macdonald dorosła. Gdy trzy lata temu Szkotka nagrywała debiutancki album, była nastolatką. Dziś z okładki jej drugiego albumu spogląda dwudziestoparoletnia panna. I niby wszystko jest OK. Melodie ładne, brzmienia wyważone, produkcja pełna rozmachu. Jeśli czegoś brakuje, to właśnie nastoletniej zadziorności i naiwności, którą emanował jej debiut. To one sprawiały, że proste, zabarwione trochę folkiem, trochę country poprockowe piosenki nabierały mocy - w Wielkiej Brytanii za sprawą takich hitów jak "Mr Rock'n'Roll" czy "This Is The Life" Macdonald sprzedała 3 mln płyt. "A Curious Thing" zamiast surowym urokiem próbuje uwodzić podniosłym klimatem i brzmieniami klawiszy. Melodie nadal są fajne i łatwo wpadają w ucho, ale prawdziwe emocje pojawiają się dopiero, gdy po ostatniej piosence rozbrzmiewa ukryta na kompakcie koncertowa wersja hitu Springsteena "Dancing In The Dark". Tu Amy wreszcie pokazuje pazur. Szkoda, że tak późno.
Wszystkie komentarze