Figurka kozicy, która nie zmieściła się w bagażu i przez lata zdobiła cudzy telewizor; weki z owoców z niemieckimi napisami na pokrywkach; atlas geograficzny z dziecięcymi rysunkami i notatkami w dwóch językach. Pośrodku gigantyczny stół, podparty opasłymi tomiszczami Wielkiej Encyklopedii Brockhausa.
Wystawa "Rzeczy przysposobione" we wrocławskim Muzeum Etnograficznym, mieści się w jednej sali, ale opowiada historie kilku pokoleń i przynajmniej dwóch państw.
Jej twórczynie: kuratorka Muzeum Narodowego we Wrocławiu Marta Derejczyk oraz etnolożki Anna Kurpiel i Katarzyna Maniak przyglądają się relacjom między przedwojennym dziedzictwem Wrocławia i Szczecina, a współczesnymi mieszkańcami tych miast. - Sprawdzałyśmy, co mlecznik, maszynka do orzechów czy stara gazeta mówią nam o relacjach, o poczuciu przerwanej ciągłości, tożsamości, historii - opowiadają.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
to widać na Mazurach. Ludność która tam napłynęła nigdy nie czuła się u siebie i właściwie zdegradował co pozostawili Niemcy i Mazurzy.
Nie tylko tam. Prawie wszędzie. Wiem jak to wyglądało na Pomorzu. Polscy przybysze ze wschodu, najczęściej słabo wykształceni, nie znali wartości tego, co zastawali w domach. Słuchałam opowieści o tym jak rozbijano piękno porcelanę dla zabawy, bo .... "z takiego małego gó.....a nie da rady napić się". Chodziło o filiżanki
Takie opowieści można mnożyć. Kolega opowiadał, jak po wojnie jego ojciec przejął opuszczone gospodarstwo. W dużym stopniu zmechanizowane. Rozebrali. Ta pani co wylewała wodę na dębowe deski pewnie też chciała dobrze, bo tak się myło klepisko u nich w domu, skąd przyjechali. W połowie lat 80tych na kopalni odkrywkowej, gdzie wówczas pracowałem, pewnego razu, po robotach strzałowych w strefie przy odkrywce na wyrobisku zrobiło się kolorowo. To jakiś Niemiec, uciekając 40 lat wcześniej zakopał skrzynię z tym czego nie mógł zabrać. Dla niego pewnie to było cenne, ale to był prawie sam potłuczony fajans z gapami i szkło udające kryształy. Wtedy zdaliśmy sobie sprawę, że to byli biedni ludzie, skoro ukrywali coś takiego. Ciekawe, co wówczas myślał ten uciekinier o Hitlerze. Czy był w NSDAP? Z innych pamiątek jeszcze dziś można znaleźć po lasach z tamtych czasów w dobrym stanie niewypały pocisków moździerzowych.
Tak z ciekawości. Jakie to było miasteczko?
Znaczy polscy sąsiedzi rozgrabili, a twoja mama wzięła (ten kubek)?
Nasz dom, polski dom też rozgrabili Polacy, rodzina uciekała bez sensu na początku wojny. Udało im się uciec kilkadziesiąt kilometrów. I zostali zmuszeni do powrotu. W domu nie było już nic, Niemców w miasteczku też jeszcze nie było.
Jesli chodzi o Wrocław, to w styczniu 45 niemiecka ludnosc cywilna ewalułowala sie na zachod na rozkaz władz Festung Breslau. Skad sie tam mieli wziać Polacy? Przyszli dopiero za Armia Czerwona, dużo później. Niemcy, ktorzy zostali, byli wysiedleni w latach 46- 47. Wtedy sprzedawali co mogli i co im nie odebrali szabrownicy.
Ja też mam wieszak z tego okresu, i to z napisem: "S.Schiller, Liegnitz, Mittelstr. 25, Tel. 852" . Z Legnicy trafił do Wrocławia.
Mi dziadek opowiadał odwrotną historie, w domach było wszystko nienaruszone jakby mieszkańcy wyparowali. Kompletne kuchnie z naczyniami, obrus na stole. Mieszkańcy mieli 1 godzinę na spakowanie się i inwentarza żywego.
Mogli zabrać tylko 1 walizkę na osobę. Obecne woj. Lubuskie.
zupelnie, jak w książce Chwina "Hanenman"
dobre...
Na strychach staly duze wiklinowe kosze z posciela,krysztalami,porcelana,ubraniami itp.
Tam gdzie bylo gospodarstwo rolne zgromadzono ogromne ilosci roznego sprzetu rolniczego ale tez np. piekne rzezbione sanie.
Rodzina,ktora sklada sie np.z ojca i trzech dorastajacych synow a do tego dwoch zieciow potrabila “ obrobic” kilka wiosen,majatkow w lronieniu wielu kilometrow.
Zajete poniemieckie gospodarstwo z duza stodola i duzymi budynkami byly zapchane tym dobrem na full.
Potem Pani Matka jak krolowa laskawie rozdawala swoim synowym i swoim corkom ten majatek.
Po sasiedzku jako dzieci wszystko to ogladalismy.
Jesli natomiast wdowa z dziecmi zdolala uciec od smierci i przezyc wojne to byla wysmiewana,traktowana ja smiec bo bieda!
Sasiedzi nie pomogli bo to nic nie warte bylo.
Tyle,ze harde i pracowite.
Powinnam ksiazke pisac co widzialam.
To wlasnie nasza Polska i Polacy.
Ci, ktorzy przyjechali troche poźniej, dostawali przydzial na nieruchomość calkowicie ograbioną z mebli i innych sprzętów. Musieli odkupywać od szabrowników to, czego nie przywieźli w wagonie repatriacyjnym. W domu, w którym spędziłem dzieciństwo, byl w piwnicy " poniemiecki" magiel. Za duży, żeby go wyszabrować, został i służyl nam i sąsiadom przez kilkanaście lat.
Napisz!
Oj, to po prostu ludzie. Z narodowością nie ma nic wspólnego.
"Po prostu ludzie". Piękna wizja "ludzkości". Nie, to po prostu banda prymitywów o mentalności złodziei. Szabrownicy żerujący na tragedii sąsiadów. Sprzedający Żydów za pozwolenie na krowę.
Pamiętam nad jeziorem w Myśliborzu były 3 wielkie gmachy.W jednym z nich gromadzono Niemców którzy za dzień dwa mieli być konwojowanie do pociągu.
Przez całą noc było słychać krzyki obrabowywanych Niemców,nikt absolutnie ich nie ochraniał.Bandyci wiedzieli o tym że mogą rabować bezkarnie.Ani jednego milicjanta,
żołnierza,żadnej ochrony.
Tego się nie dało słuchać.
cóż, coś w tym jest; też po latach doszedłem do wniosku, że jesteśmy przykrzy ludzie, zwłaszcza w tzw. klasie ludowej i wywodzący się z centralnej Polski (która dawniej była raczej zachodnia); cóż na to poradzić? można tylko pocieszać się, że np. Ruscy są jeszcze gorsi.
NEMESIS
Wszytko, co było czyimś życiem dzisiaj jest w kartonach z magazynów czyścicieli mieszkań i domów. Bo gotówka się teraz liczy. Nie sentyment.
Tak, to prawda. Czasem aż smutno patrzeć. Czasem też myślę, co się stanie z moimi ulubionymi przedmiotami, np. cukiernicą po dziadkach, którą znam od urodzenia, po mojej śmierci
Może się pojawić w ofercie na Allegro.
Widziałem tam kiedyś hitlerowski hełm ze znakami SS. Opis mówił: "Jakiś hełm. Znalazłem go w piwnicy dziadka. Chyba był elektrykiem.".
Autor tego opisu musi być patriota. Z tych,którzy noszą na koszulkach wzniosłe bogoojczyźniane hasła pisane szwabachą. Krój pisma z niczym im się nie kojarzy,nawet z okresem II wojny.
Może chodzi o to, że nie ma gdzie przechowywać tych przedmiotów. Małe, często wynajmowane mieszkania, częste przeprowadzki nie sprzyjają gromadzeniu pamiątek.
Nigdy nie rozumiałem sentymentalnego podejścia do przedmiotów. Moich dziadków ze strony matki przesiedlono ze wschodu, co zabawne, do Krakowa. Z opowieści wiem, że gdy dziadkowie wprowadzili się do mieszkania przydzielonego im hojnie przez władzę ludową, to babcia wyrzuciła wszystkie przedmioty, które nie miały wartości użytkowej, a sentymentalną. Też bym tak zrobił. O ile z wyposażenia w rodzaju pościeli, sztućców, naczyń czy zegara można zrobić użytek, o tyle cudze zdjęcia, listy czy inne pamiątki tylko zajmują miejsce i zbierają kurz.
W miastach jest funkcja opróżniania mieszkań po byłym właścicielu. Nowy (czesto wnuczek) nie jest zainteresowany szpargalami po dziadku/babci.
Faktem jest, że najczęściej są to szpargały. Ale warto te szpargały najpierw osobiście przejrzeć, bo między nimi mogą być rzeczy naprawdę wartościowe.
To prawda, tak się dzieje. Tylko ubolewać, że wnuczek nie jest zainteresowany "szpargałami po dziadku/babci". Kiedy do ludzi dotrze, że wielka historia jest w dużym stopniu sumą drobnych historii ludzi, rzeczy, miejsc.
Wystawiają na pokrywę od kubła na śmieci i przechodnie mogą brać. Złapałem dwie książki, jedna miała dedykację ode mnie sprzed ponad 20 lat.
Z pewnością znajduje. Tylko sposób traktowania tych drobnych śladów bolesnej przeszłości to sprawa kultury. I niekonieczne jest wysokie wykształcenie, aby umieć zwykle i po ludzku okazywać szacunek. Tym, którzy jeszcze się nie nauczyli, mozna dawać przykład. Być może jest to jeden z celów omawianej wystawy.
Jako ktoś, kto Wilno i Lwów (a też np. Rzeżycę i Krasław - bo o Łatgalii,. czyli tzw. Inflantach Polskich myśli się dużo mniej) zna znacznie lepiej niż Wrocław (i nieskończenie lepiej niż Szczecin, w którym nigdy nie byłam), odpowiem ci: otóż znajduje. Stosunek do tego jest różny, ale są też ludzie, którzy patrzą w sposób podobny do tu opisanego.
Są wystawy a nawet więcej - gdy pojechałem kiedyś do Lwowa, zobaczyć kamienicę, w której urodził się mój dziadek, z mieszkania obok wyszła kobieta, prawnuczka przedwojennego dozorcy, i zaprosiła mnie do środka. Wyciągnęła albumy ze zdjęciami, których nie zabrała moja rodzina opuszczając miasto "na chwilę", która okazała się na zawsze.
Jestem ciekawy kto dał minusy twojemu komentarzowi i dlaczego.
Są podobno możliwości by to sprawdzić ale ja w internecie jestem bardzo podstawowy: konto na Facebooku, zrobię zakupy i to forum...
Na zachodniej Ukrainie najpierw to musieli by odkopać i godnie pochować dziesiątki tysięcy tych, których wyrżnięto i zasypano po polach i lasach. Narazie siedzą cicho i czekają aż kości się do reszty rozpuszczą.
Tak sie koncza Powstania.
Szacunek do ich dokonań i ciągłości tego co zaczęli ich przodkowie, kontynuacja najlepszych tradycji i zwyczajów, zwłaszcza że niesie się ona na cały kraj, przysparza tylko dumy z tego, że jest się częścią tej społeczności i można patrzeć jak dalej świetnie się rozwija.
I ta mądrość jest zawarta w przykazaniu Dekalogu: "Czcij ojca swego i matkę swoją". Jest to zalecenie uniwersalne, znane od tysiącleci w każdej społeczności, bo zawsze buduje ona swoją przyszłość na fundamencie dokonań przodków - wszystkich! Nie wolno go pojmować tylko w wąskiej interpretacji klechów Kośkat-u.
Akurat Kościół jest jedną z niewielu instytucji w Polsce która ma ogromne zasługi w podtrzymywaniu kultury i dziedzictwa narodowego.
Posiada ogromne zbiory dotyczącej historii państwowości i dziejów Polskich. To on ma w końcu wiedzę na temat Twojego pochodzenia której nie grozi brak prądu czy wirusy w systemie komputerowym. Kościół to również ludzie, a nie wszyscy są tacy, a właściwie większość z nich nie ma nic wspólnego z tym o czym tyle w negatywnych opiniach.
Wystarczy tylko trzeźwo i bez emocji na instytucję Kościoła popatrzeć.
i prezesa pisich
Patrzę i patrzę i kultury tam nie ma. Jedyny, któremu mogę oddać hołd to biskup Ignacy Krasicki. No i Kołłątaj.
Reszta to pospolicie rabusie. Przed wiekami pod groźbą klątwy wymuszali różne darowizny na bogatej szlachcie, magnatach, książętach
Tak budowano klasztory z nadawaną ziemią, kościoły.
Zasadą KK jest przeczekanie i liczenie, że ludzie zmęczą się, zapomną. Potem można judzić, wskazywać i skazywać buntowników.
Trwa to w Polsce do dziś!
A za złamane życiorysy zgwałconym dzieciom ani złotówki chciwcy nie dają.
Mam nadzieję, że zmiany dokonają się szybko.
Księga Hioa: Pokolenie przychodzi i pokolenie odchodzi,a ziemia trwa po wszystkie czasy". Taki napis w lapidarium pomorskiego miasteczka
"Przed wiekami pod groźbą klątwy wymuszali różne darowizny na bogatej szlachcie, magnatach, książętach"
- To znaczy, że Kościół był i jest inteligentniejszy i lepiej wykształcony niż ci o których wspominasz. Bogaci mieli fortunę z urodzenia, Kościół jak zauważyłeś kiedyś musiał sobie go sobie "wyuczyć" i zdobyć inteligentnymi posunięciami. A zazwyczaj do seminariów bogaci nie trafiali. To oni byli jako ci którzy w czytaniu biegli byli i co najważniejsze rozumieniu tego co czytali byli.
A kultura..., tu nie zachowanie chodzi a choć i o tym mowa, a o dzieła sztuki i docenianie ich w życiu społecznym narodu i kraju chodziło i chodzi nadal o czym politycy często zapominają.
Inteligencja, powiadasz? Zapomniało się o tzw. wdowim groszu, pomnożonym przez miliony dusz, prawda? To nie inteligencja, a raczej bezwzględność i zdzierstwo, wyzysk i zbiorowe samolubstwo oraz oszustwo i mamienie ludzi jakimiś tanimi historyjkami o niebie. A wyzysk w postaci niemal niewolniczej pracy? A i o wydębionych majątkach ze wspólczesnej kiesy wspólnej też warto wspomnieć. Kościelne tradycje dążenia po trupach do celu zwanego BOGACTWEM zawsze miały się dobrze (i nadal się mają). O, jak zazdroszczę Prusakom kasaty zakonów i klasztorów tych zdziertusów...