Otwieram swój osobisty ranking ulubionych internetowych burz 2023 r. Na prowadzenie wysuwa się awantura o nową ekranizację "Znachora". Chętnie zabiorę głos, bo nie ukrywam, od "Znachora" czuję się ekspertką.

"Znachor" w reżyserii Jerzego Hoffmana wrósł w moje DNA w rodzinnym domu, a każdorazowe wzruszenie ojca nie jest już nawet emocjonalną reakcją, tylko jakimś rodzajem świeckiego rytuału, który zamyka i otwiera kolejne cykle roku. O ten film od dawna toczy się wojna. Mama kilka lat temu wprowadziła zakaz kolejnych seansów, „bo ileż można się tym podniecać", w związku z czym ojciec zmuszony jest odprawiać swoje cokwartalne obrzędy na poddaszu.

Zatem muszą państwo przyznać, że jestem biegła i jakby z urodzenia predestynowana do zabierania głosu nie tylko w dyskusjach o „Znachorze", ale i w wojnach o „Znachora". O to, czy należy, czy można znów nakręcić "Znachora", co ogłosił Netflix i co wywołało internetową burzę.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Więcej
    Komentarze
    Z całym szacunkiem dla Autorki, jeśli przedstawia się jako ekspertka od "Znachora", to jednak trochę na wyrost, bo wykazuje pewną nieznajomość - jeśli nie filmu, to na pewno powieści ;-)

    <<< Taka opowieść: dobrze sytuowany lekarz chorujący na alkoholizm traci pamięć, tożsamość i zaczyna tułacze życie nędzarza jako Antoni Kosiba. >>>

    Sęk w tym, ze prof. Wilczur właśnie NIE chorował na alkoholizm i alkoholu praktycznie wcale nie pijał (także jako swoje znachorskie alter ego po utracie pamięci, co nb. mocno dziwiło miejscowy lud), a właśnie gdy po raz pierwszy i ostatni w życiu próbował upić się na smutno wskutek tragedii osobistej, to skończyło się dlań bardzo źle.

    <<< Uzdrawia kalekiego syna młynarza, w związku z czym zyskuje znaczną sławę, której zazdrości mu miejscowy lekarz. Pozywa naszego znachora do sądu, gdzie w wyniku zbiegu okoliczności Kosiba zostaje zidentyfikowany jako profesor medycyny. >>>

    Lekarz mu faktycznie zazdrościł, ale sam bynajmniej nie pozwał go do sądu (występował nim jedynie jako świadek); Antoni Kosiba miał sprawę karną z urzędu za znachorstwo i kradzież narzędzi chirurgicznych.

    <<< Czy w jego filmie wygrała prawda? Znachor, konsekwentnie pogardzany i odrzucany przez system, staje w końcu przed sądem. Jesteśmy świadkami serii upokorzeń, odbierania godności i prawa do posiadania jakichkolwiek kompetencji. Antoni Kosiba rozgrywany wrażliwością i subtelnością Bińczyckiego robi się mniejszy, głowę opuszcza coraz niżej. >>>

    Tego akurat nawet w filmie trudno się dopatrzeć - Kosiba wręcz przeciwnie, zachowuje konsekwentnie godność, trzyma się swoich przekonań (choć pewnie sam wtedy nie bardzo rozumie dlaczego i skąd mu to się właściwie wzięło) i nawet gdy jest skazany, godzi się z tym jak z dopustem bożym, ale nie poddaje się, z góry zapowiadając, że dalej będzie leczył ludzi jak umie.

    <<< Wzrok podnosi dopiero wtedy, kiedy dociera do niego, że być może jest możliwość ucieczki. Pozycję przywraca mu profesor Dobraniecki, rozpoznając w nim profesora medycyny, członka elity i wypowiadając kultowe już słowa: „Proszę państwa, wysoki sądzie, to jest profesor Rafał Wilczur!". >>>

    Nic podobnego - Dobraniecki rozpoznaje Kosiba jako Wilczura w momencie, gdy rozprawa rewizyjna toczy się już konsekwentnie w kierunku uniewinnienia Kosiby, a i opinia jest po jego stronie, wiec to jego rozpoznanie jest już w zasadzie raczej tylko wisienką na torcie.

    <<< W ostatniej scenie filmu Hoffmana profesorowi Wilczurowi nie towarzyszą przecież Wasylko, Prokop i Sonia, a państwo Czyńscy. Będąc profesorem Wilczurem, nie można już być znachorem. >>>

    Tak można napisać jedynie kompletnie nie znając drugiej części powieści, a ponieważ Autorka najwyraźniej nie zna, oszczędzę Jej tu może spojlera ;-) W każdym razie akurat ta diagnoza sytuacji powieściowej jest kompletnie nieprawdziwa...
    @kapitan.kirk
    Popieram pana wpis. Niedoróbki w tekście dokładnie wypunktowane.
    Pani autorko, może trzeba było choć raz obejrzeć film w całości????
    już oceniałe(a)ś
    11
    0
    @kapitan.kirk
    Dzięki za to precyzyjne i dobitne wyliczenie. Autorka udowodniła w sposób oczywisty, że nie tylko nie zna książki (ja też), ale nawet filmu. Już jej pierwsza uwaga o rzekomym alkoholizmie Wilczura każe wyśmiać jej kompetencje. Ot, kompromitacja na poziomie szkolnym niczym ucznia, który nie przeczytał lektury, ale coś tam dosłyszał i bredzi odpytywany przez nauczyciela.
    już oceniałe(a)ś
    12
    0
    @nipel1
    Albo tatuś, co ogląda "Znachora" raz na kwartał, niech jej opowie. Bo demencji chyba nie ma.
    już oceniałe(a)ś
    7
    0
    @kapitan.kirk
    mialem wlasnie napisac o drugiej czesci powiesci....
    już oceniałe(a)ś
    0
    0
    Autorka chyba nie przeczytała, jaki pomysł na nowe wcielenie "Znachora" miała jego producentka. Poza tym skoro mowa o strachu przed nowym, to chyba mają go głównie filmowcy, skoro wolą po raz kolejny postawić na pewniaka, zamiast rzeczywiście opowiedzieć nową historię. To co następne? "Potop"? "Krzyżacy"? Tyle jest filmów, które można zrobić "na nowo", a tak naprawdę jeszcze raz wykorzystać sprawdzony patent i mieć gwarancję oglądalności. To chyba jednak strach przed nowym każe sięgać po stare, sprawdzone pomysły.
    @roman_j
    Zaproponuj dobry temat do ekranizacji.
    już oceniałe(a)ś
    4
    7
    @roman_j

    Jaki by nie był pomysł producentki - co się stanie, gdy go zrealizuje? Ziemia pęknie na 2 części? Umrze małe dziecko? Nie będzie lata?

    Czy po prostu powstanie film, którym nie będziesz zainteresowany?
    już oceniałe(a)ś
    4
    2
    @peteroski
    Czekaj, Ty jesteś jeden z tych, co krytykującym reprezentacyjnych piłkarzy odpowiadają "sam byś lepiej nie zagrał"? :D
    już oceniałe(a)ś
    2
    0
    @roman_j
    A cóż to za odkrycie? Tysiące (a może i więcej) różnych utworów literackich z różnych epok miało wielokrotne, różnorakie adaptacje. Od "Iliady" i "Odysei"począwszy.
    już oceniałe(a)ś
    1
    0
    @Killick
    Nie. To nie to samo. Analogia byłaby, gdyby powiedział "wyreżyseruj to lepiej".
    już oceniałe(a)ś
    1
    0
    Mnie się wydaje że Pani nie zrozumiała, o co jest awantura (znowu tekst "obok" - niedotyczący problemu). Cała rzecz, że Magdalena Szwedkowicz już mówi o unowocześnieniu filmu, scenach miłosnych. Każdy pamięta, co Netflix zrobił z "Wiedźminem", a Bromski z "Karierą Nikodema Dyzmy", tak że wszyscy są w strachu.
    @torlin5
    Tak z ciekawości, co zrobił Netflix z Wiedźminem?
    już oceniałe(a)ś
    3
    6
    @peteroski
    Oprócz tego, że zabrał mu klimat upodabniając do generycznych, plastikowych fantasy jakich wiele, zmienił fabułę pozbawiając utwór sensu i zmasakrował obsadę starając się zadbać o parytet ras i nacji, to nic. Śpij dalej.
    już oceniałe(a)ś
    14
    1
    @hellbo
    Ktoś cię zmuszał do oglądania?
    już oceniałe(a)ś
    0
    8
    @torlin5
    Bromski niczego z "KND" nie zrobił. Bromski nakręcił zupełnie inny film i opatrzył go chwytliwym tytułem, wykorzystując znany w kulturze światowej motyw.
    już oceniałe(a)ś
    1
    0
    W całęj tej gó...burzy wokól ekranizacji "Znachora" wszyscy zdają się zapominać, że bohater wraz z jego historią to przede wszytskim książka...i jak z każdą lekturą, czytający odbiera ją na swój sposób i takie też ma prawo ekranizować powieść, przenosić na deski teatru czy przelewać na płótno (co komu w duszy gra) - wedle własnej wizji. O ile mi wiadomo, nie ma jeszcze obowiązku oglądania filmów których nie chcemy oglądać, zatem jeśli komuś nie pasuje nie musi sie zmuszać do oglądania. Biorąc pod uwagę, że produkcja (w przeciwieństwie do produkcji naszej cudotwórczej TVP) nie jest realizowana z "naszych" pieniędzy tym bardziej nie rozumiem oburzenia. Zwłaszcza, że nikt jeszcze filmu nie widział.
    @etka555
    Filmy takie jak "Potop" czy "Znachor" są kultowe, bo ciągle pojawiają się w telewizji. Są postrzegane przez pryzmat sentymentu, nostalgii, wyrośliśmy na nich, całe dzieciństwo z Kmicicem - Olbrychskim. Ktoś pamięta, jaka międzynarodowa afera się rozpętała, gdy ogłoszono ekranizację "Władcy pierścieni"? Peter Jackson był pod potworna presją.
    już oceniałe(a)ś
    4
    2
    @Agarewa
    Najbardziej kultowe jest słowo "kultowe", używane często zupełnie bez sensu.
    już oceniałe(a)ś
    4
    0
    Po pierwsze: nie ma żadnej wielkiej awantury, dyskusji i bitew o "Znachora", bo czy stary, czy nowy, to jednak jest to filmidło, któremu bardzo daleko do prawdziwego kina. Umówmy się, że to jest film "telewizyjny". Nie próbujmy na siłę przemycić tego tytułu do wyższej ligi. Nie da się. W swojej kategorii daje radę, to takie sentymentalne opowiadanie dla emerytowanych bibliotekarek i polonistów, i gdyby nie świetna główna rola, to nie byłoby tego tytułu w nieśmiertelnym kanonie telewizyjnych potraw PRL.
    Po drugie: Zygmunt Kałużyński miał rację. Starego kotleta można fajnie odgrzać, doprawić i podać w zupełnie innej postaci ale to nadal będzie ten sam stary kotlet.
    P.S. idę o zakład, że nowszy będzie szybko zapomniany, a stary się obroni.
    @inpoland.today
    Zgoda, ale akurat hurtem polonistek i bibliotekarek bym do wspólnego kotła nie wrzucał. Znam takie, które się brzydzą "Znachorem".
    już oceniałe(a)ś
    3
    0
    @rl
    Racja, trochę popłynąłem.
    już oceniałe(a)ś
    1
    0
    Anglicy/Amerykanie regularnie co kilka lat kręcą nowe wersje książek Austen (samych wersji "Dumy i uprzedzenia" było przynajmniej kilka plus filmy będące wariacjami na temat). Ilość ekranizacji "Trzech muszkieterów"ciężko zliczyć, w tym roku będzie w kinach kolejna. Wersji filmowych pojedynczych sztuk teatralnych (np.Hamlet), kryminałów (np. Christie) też była niezliczona ilość. Dla formalności, to będzie trzecia adaptacja "Znachora", pierwsza była w 1937. Jeśli będzie dobry serial - to ludzie choćby z dla porównania wrócą do wersji Hoffmana, będzie zły - to po kilku tygodniach wszyscy o nowej wersji zapomną. Więc o co ta burza?
    @bb832
    To nie będzie serial. Zaczynam podejrzewać, że przeczytanie prostego tekstu przerasta możliwości większości Polaków.
    już oceniałe(a)ś
    2
    1
    @bb832
    Ale - choć Dołęga Mostowicz był świetnym pisarzem - Znachor" to ramota.
    Gdyby nie aktorstwo Bińczyckiego i nieprawdopodobna uroda Anny Dymnej (która grała jeszcze wówczas, no, powiedzmy... średnio) - film Hoffmana byłby zupełnie do niczego.
    już oceniałe(a)ś
    1
    0
    @bb832
    O obsadę , o pomysły , o wywiady producentki , o jej słowa nieprofesjonalne . ..
    już oceniałe(a)ś
    1
    0
    @bb832
    Spokojnue, Nie ma żadnej "burzy". Jest próba nakręcania hype'u. Można to też nazwać formą kryptoreklamy.
    już oceniałe(a)ś
    1
    0
    @bb832
    Święta racja. Napisałem to samo. I jeszcze "dodatkowy plus dodatni" - wszyscy tu piszą o remaku, choć oczywiście mamy do czynienia z adaptacją.
    już oceniałe(a)ś
    2
    0
    @wanda1234567
    To będzie serial.
    już oceniałe(a)ś
    0
    3
    @rl
    To zdecydowanie będzie film.
    już oceniałe(a)ś
    2
    0
    Przecież powieść Dołęgi Mostowicza jest banalna tak jak film sprzed lat. To była i jest literatura dla gospodyń domowych tyle, że na solidnym, przedwojennym poziomie.
    @Na_ten_czas_Wojski
    Teraz mamy dużo bardziej banalne powieści, niestety. A Dołęgę-Mostowicza nazywano przynajmniej pisarzem pierwszorzędnie drugorzędnym.
    już oceniałe(a)ś
    4
    0
    Zawsze będziemy się spierać, amatorzy kina, w którym akcja toczy się nieśpiesznie, od wartkiej akcji ważniejszy jest klimat, nastrój, a z drugiej strony mamy tych, którzy uwiedzeni są życiowo nierealnymi sytuacjami, zwrotami akcji, "gwiazdorską obsadą", i też serialami i produkcjami Netflixa.
    Kina studyjne może jeszcze istnieją, ale nawet na tym portalu rzadko dowiemy się o czymś niszowym. W tym wątku dyskutujemy o spodziewanej różnicy pomiędzy filmidłem Hoffmana (już "Ogniem i mieczem" można odebrać jako prawie-filmidło) a spodziewanym netfliksowym rimejkiem. Dobrze ktoś też zauważył, że i książka Dołęgi-Mostowicza nie należy do wielkiej literatury. Wolałbym artykuły, w których znalazłbym jakieś przypomnienie filmów pięknych, wartościowych, choć mniej popularnych. I o takich nowych, które pomimo swoich wartości artystycznych (a może właśnie przez to) nie mają szans na przebicie się do szerszej widowni.
    I jeszcze coś o literaturze "dla kucharek" (przepraszam panie kucharki). W jednym ze spotkań z krytykami, dziennikarzami (w Polsce) Umbertowi Eco zadano pytanie - czy nie uważa, że "Imię Róży" przynajmniej w porównaniu do innych "wielkich dzieł" nie wydaje się literaturą dla pomocy domowych. Mistrz odpowiedział pytaniem - a czy pan "Imię Róży" zrozumiał, podobało się panu?
    - Tak, oczywiście - odpowiedział dziennikarz.
    - To dlaczego uważa pan, że pomoce domowe tej fabuły nie zrozumieją?
    już oceniałe(a)ś
    4
    0