Rasistowski wpis, seksistowski żart, transfobiczny komentarz, żenujące zdjęcie z przeszłości. A czasem tylko podanie dalej wniosków z badań naukowych albo ręka zwisająca z okna pod niewłaściwym kątem. Ile trzeba, by zostać "unieważnionym"?

28 maja analityk polityczny, były pracownik sztabu Obamy, zamieszcza na Twitterze link do artykułu politologa z Princeton prof. Omara Wasowa, który dowodzi, że latach 60. pokojowe protesty czarnych w USA kierowały debatę publiczną na problem praw obywatelskich, a te z użyciem przemocy przynosiły odwrotny skutek. Sugeruje też, że zamieszki po zabójstwie Martina Luthera Kinga, popychając w objęcia Republikanów kilka procent białych wyborców, w 1968 r. przechyliły szalę zwycięstwa na korzyść Nixona.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Monika Tutak-Goll poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Co Was dziwi? ludzie, którzy w normalnej papierowej przeszłości nigdy nie przeszliby przez sito redakcji i o których dziwacznych poglądach nikt by nie usłyszał - teraz mogą publikować wszystko, wszechświatowo i zupełnie za darmo.
    Dawniej takiego wsiowego głupka musiała co najwyżej znosić rodzina na Wigilii i znajomi. Teraz cały stoi przed nimi otworem. Bez internetu antyszczepionkowcy byli ograniczeni do samizdatowych broszurek ze sklepów z kadzidełkami. Teraz dotrą do każdego.
    To jest najważniejsza rewolucja od czasów wymyślenia demokracji. W Polsce - niezauważalna, bo u nas fejki produkuje i sprzedaje rządowa tv, co jest kuriozum w naszej cywilizacji. Na świecie jednak tworzy się nowy porządek, bezpośredni przekaz do każdego wyborcy.
    ---
    Popatrzcie na ten mój post. Jestem nikim, a do wieczora przeczytają go tysiące... Nikt by go nie wydrukował ani puścił w radio - a tutaj trafia pod strzechy.
    już oceniałe(a)ś
    59
    4
    Niestety tekst nie jest rzetelny, choć stara się sprawić takie wrażenie. Już zestawienie jako równoważnych listu z Harper's i odpowiedzi na niego jest nadużyciem. Charakterystyczną cechą tego drugiego jest to, że znaczna część sygnatariuszy pozostaje anonimowa, czy w zasadzie potwierdza słuszność listu Harper's (najwyraźniej boją się konsekwencji wyrażenia poglądu w debacie publicznej). Po drugie, wśród osób podpisanych po listem Harper's są osoby, które dały nam jedne z najwartościowszych dzieł i intelektualnych odkryć w ostatnich latach. Ciekawe, czy nawet autorka zna osoby, które podpisały się pod kontr-listem (żadnej nie wymienia, bo czytelnikom ich nazwiska nic by nie mówiły). Argument, zgodnie z którym sygnatariusze listu Harper's wciąż mają możliwość wypowiedzi i zachowali stanowiska (jeśli je mieli) jest całkowicie chybiony. Właśnie dlatego, że ich pozycja była stosunkowo bezpieczna (choć czasy zmieniają się szybko) mogli sobie pozwolić na jego podpisanie. "Zwykły" naukowiec czy dziennikarz (np. NYT) bałby się konsekwencji, a przypadki takie jak Davida Shora nie są odosobnione. Niestety typowe dla "progresywnych" komentatorów jest także podawanie jako oczywistych prawd twierdzeń co najmniej dyskusyjnych, jeśli nie nieprawdziwych. Tu mamy co najmniej dwa. Autorka nie podaje co to za "niepoparte niczym twierdzenia" znajdowały się w tekście Cottona. To prawda, że przedstawiał on kontrowersyjną tezę, ale taką, z którą zgodnie z sondażami zgadzała się większość Amerykanów (jeśli dobrze pamiętam także czarnoskórych). Przemoc i wandalizm w demonstracjach po śmierci G. Floyda były przemilczane przez media głównego nurtu, na zasadzie „gdzie drwa rąbią, tam lecą drzazgi”. Ofiary śmiertelne i osoby, których dorobek życia poszedł z dymem zostały potraktowane jako „collateral damage”. Nawet jeśli tak się do tego podchodzi, to uznanie za nienadający się do wyrażenia poglądu przeciwnego wydaje się szokujące. W tym samym mniej więcej czasie NYT uznał, że nie narusza jego standardów redakcyjnych tekst, w którym autorka nawołuje do likwidacji policji (co najbardziej uderzyłoby w czarnoskórych, ponieważ często mieszkają w dzielnicach o najwyższym poziomie przestępczości) albo tekst nawołujący do zerwania jakichkolwiek osobistych relacji z osobami, które niewystarczająco gorliwie wspierają ruch Black Lives Matter (apel moralnie po prostu obrzydliwy). Podobnie zarzucanie transfobii J.K. Rowling jest możliwe tylko przy założeniu, że niepodlegająca dyskusji prawdą objawioną jest to, iż płeć jest wyłącznie determinowana tym, co dana osoba odczuwa. Niestety list Harper’s nie jest wystarczający aby odwrócić ten straszny trend (wiem, że w Polsce, gdzie można wygrać wybory odczłowieczając osoby LGBT trudno w to wszystko uwierzyć). Wynika to po prostu z reguł asymetrii. Prawie każda rewolucja (także w myśli) jest dziełem fanatycznej mniejszości. Jeśli głosząc oczywiste twierdzenia o wartości wolności wypowiedzi lub cytując rzetelne badania narażamy się na utratę pracy i ostracyzm, a ci którzy te sankcje wymierzają nie narażają się na nic (nawet jeśli im w danym przypadku nie wyjdzie, jak przy niedawnej próbie „unieważnienia” S. Pinkera), to w dłuższej perspektywie tylko jeden wynik jest możliwy.
    już oceniałe(a)ś
    43
    1
    <<< Pisarka już wcześniej dyskryminowała osoby trans, m.in. negując istnienie niebinarności płciowej czy popierając wpis nazywający transseksualistów „facetami w sukienkach”. >>>

    Ciekawe - na tutejszych forach pod każdym tematem dotyczącym chrześcijaństwa czy duchownych, wpisów o "facetach w kieckach" jest multum. To też jest karygodna dyskryminacja, czy akurat w tym przypadku można, można, a nawet trzeba? :-D
    Btw. tak z ciekawości, ile lat w kodeksie karnym grozi dziś za "negowanie niebinarności płciowej"...?
    @kapitan.kirk
    Odezwał się facet z oenerowskim poczuciem humoru. Jak to było, Romek?
    już oceniałe(a)ś
    1
    6
    Nie zgodzę się, z tezą wyrażona min. przez @asinau, że wszystkiemu winien jest internet (". Bez internetu antyszczepionkowcy byli ograniczeni do samizdatowych broszurek ze sklepów z kadzidełkami. Teraz dotrą do każdego. To jest najważniejsza rewolucja od czasów wymyślenia demokracji."
    NIE - sam "internet" niczemu nie jest winien. Jeśli winić, to winić media społecznościowe, gazety internetowe, mechanizm lajków i puszczania dalej każdej informacji. Bez tych mechanizmów "wsiowy/miastowy" głupek miałby okazję zawstydzać tylko swoją rodzinę czy przyjaciół przy okazji spotkań. Obecnie myśli takiego głupka docierają do milionów. Nawet w takiej rzeczywistości byłoby lekarstwo - kanalizowanie dyskusji. Gdyby tylko mediom chciałoby się to robić - przywracać właściwą miarę tematom - maglowi mówimy czy piszemy STOP.
    -
    Sama mam pretensje do mediów i dziennikarzy, większość pytań zadawanych politykom czy fachowcom dotyczy magla i roszad partyjnych czy administracyjnych.
    Takie dyskusje i rozmowy są bardzo łatwe. Znacznie trudniej jest pisać i mówić o dylematach czy wyzwaniach. Dyskutować o programach lub problemach; metodach ich rozwiązania lub minimalizowania. By dyskutować merytorycznie o jakiejś materii trzeba się znać na materii; trzeba poświęcić dużo czasu na czytanie, analizę i zatrudnianie fachowców.
    Poświęcanie czasu się nie opłaca - można nieskończenie gadać o tym czy Ziobro chce wysiudać Gowina, a reszta PIS Morawieckiego. Można rozmyślać o Schetynie i jego krokach podgryzania obecnych władz, czy o Budce, któremu Trzaskowski może być nie w smak. Dyskusja o przyszłości energetyki w Polsce jest znacznie trudniejsza
    @zabicdrozda59
    Zgadza sie. Ale trzeba pamietac, ze kazde spoleczenstwo ma takie dziennikarswo i takich politykow, na jakie zasluguje.
    Ta energetyka, ktora Pani podala za przyklad, kogo ona interesuje? Jaka czesc spoleczenstwa? Czy oplaca sie dziennikarzom zadawac pytania, na ktore odpowiedzi nikogo nie interesuja?
    Prosze pomyslec, dlaczego wygrywa PiS?
    już oceniałe(a)ś
    3
    0
    Nic nowego, lewica bohatersko walczy z problemami, które sama stwarza.
    już oceniałe(a)ś
    33
    22
    Cokolwiek o Chomskym można powiedzieć, to akurat w obrownie wolności wypowiedzi zawsze bybł konsekwentny. Jego obecność znaczny tyle, że można się z nim nie zgadzać, ale swoich zasad się trzyna
    już oceniałe(a)ś
    10
    0
    Nic. Nagonka na każdego innomyślącego...
    już oceniałe(a)ś
    14
    5
    Znowu artykuły piszą stażyści z pomocą Google Translate: w San Diego NIE ma gazowni. "Emmanuel Cafferty, a San Diego Gas and Electric employee", czyli pan Cafferty był pracownikiem lokalnej firmy rozprowadzającej prąd i gaz.
    @qttrkwcz 'w San Diego NIE ma gazowni' - oj tam, wymagającym 'FAKtów' ta na Czerskiej wystarczyć musi. Miękisz zagotujesz.
    już oceniałe(a)ś
    1
    0