Na sam początek festiwalu w Gdyni objawienie - "Wieża. Jasny dzień" Jagody Szelc. Wybitny debiut, w którym można zobaczyć historię opętania, marsz zombi, ale przede wszystkim rodzinną psychodramę przepełnioną metafizycznym pytaniem: skąd przyszliśmy i dokąd idziemy?

Początek filmu kojarzyć się może choćby z początkiem „Lśnienia” Kubricka: spoglądająca z góry kamera sunie za jadącym opustoszałymi drogami samochodem. Złowroga, ostra muzyka sugeruje bliski horror. Pogrążeni we śnie, może w letargu pasażerowie – w tym dzieci – nikną w zamaszystej perspektywie nieba i okalających lasów Kotliny Kłodzkiej. Szaleństwo wisi w powietrzu. Może jest jedynym ratunkiem?

>> Codzienne relacje z Festiwalu Filmowego w Gdyni

Słowa „objawienie” używamy często na festiwalu w Gdyni – w dobrej wierze – zbyt pochopnie, ale do „Wieży. Jasnego dnia” pasuje jak żadne inne. Młoda dziewczyna Jagoda Szelc, jeszcze studentka, w grupie podobnych sobie, piekielnie zdolnych zapaleńców i pod okiem opiekuna Mariusza Grzegorzka zrobiła film, który stanowi w polskim kinie nową jakość. Brawurowy warsztatowo, mistrzowsko zagrany (i to przez aktorów – jaka to ulga, a zarazem: jaka to szkoda! – w ogóle przez nasze kino dotąd niewykorzystanych), zjawiskowo precyzyjny, a zarazem całkowicie otwarty.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Łukasz Grzymisławski poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Brawo! Gratuluję całej ekipie.
    już oceniałe(a)ś
    5
    1
    Brzmi to rewelacyjnie, oby jak najprędzej film trafił do kin.
    już oceniałe(a)ś
    2
    0
    Pretensjonalny film i nieudana zrzyna z "Melancholii"
    już oceniałe(a)ś
    1
    3