Wyobraź sobie taką sytuację: jesteś w pracy, odsłuchujesz nagraną wiadomość od męża. Ten w panice, krzyczy, żebyś natychmiast oddzwoniła. Wybierając drżącymi palcami numer, myślisz od razu o dzieciach: starszy syn jest w pracy, młodszy w szkole. Któremu z nich zdarzył się wypadek? Kiedy łączysz się z mężem, a on natychmiast każe ci włączyć telewizor, przez sekundę czujesz ulgę. Pewnie zaczęła się wojna, Stany Zjednoczone zaatakowane lub coś w tym stylu.
Kiedy po kwadransie jedziesz samochodem do domu - wolisz prowadzić sama, mimo iż kolega zaoferował, że cię odwiezie - już wiesz, że w szkole młodszego syna trwa strzelanina. Analizujesz dane. Nie jest pewne, czy Dylan w ogóle dotarł do szkoły, nie jest pewne, że coś mu się stało. W szkolnych strzelaninach ginie góra kilka osób, a do jego liceum chodzi przecież półtora tysiąca, mąż nie może mieć sprawdzonych tragicznych wiadomości, inaczej przecież od tego by zaczął. I tylko to dziwne nerwowe "bye", które Dylan rzucił, wychodząc rano z domu, kołacze ci boleśnie w głowie. Wstał wcześniej, nie zaspał jak zwykle, nie trzeba go było popędzać, wymknął się, zanim zdążyłaś zejść po schodach do kuchni.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze