Zastanawialiśmy się w Cannes z wisielczym humorem, jak by wyglądał ten festiwal, gdyby i tu wkroczyła "dobra zmiana". Po pierwsze, filmy musiałyby być ściśle podporządkowane narodowości. To dzisiaj trudne do osiągnięcia, bo w większości są koprodukcjami - w Cannes widać, jak rozbudowana jest światowa sieć produkcji i dystrybucji kina autorskiego, niezależnego od wielkich wytwórni i wielkich pieniędzy.
Po drugie, w ramach ewentualnej "zmiany" trzeba by koniecznie wprowadzić sekcję filmów o "żołnierzach wyklętych". Rehabilitowałyby one wszelkiego rodzaju separatystów i nacjonalistów, np. francuskich bojowników OAS, którzy nie pogodzili się z niepodległością Algierii.
Wszystkie komentarze