Foo Fighters wracają z pięcioma nowymi utworami, Muchy wsiadają do wehikułu czasu, w nowym zespole EL VY starzy wyjadacze brzmią zaskakująco świeżo, a nowa płyta Jono McCleery odwróci od problemów uwagę każdego marudy. Nasze recenzje płytowe.

"Saint Cecilia", Foo Fighters, wyd. RCA

No i już wiadomo, po co był ten zegar na stronie Foo Fighters. Odliczanie zakończone, a na jego finał zespół odpalił niniejszy minialbum. Ktoś powie, że ta niespodzianka nie tak znowu wielka, jak na wykreowaną wokół niej atmosferę oczekiwania. Ale może najpierw posłuchajmy tych pięciu numerów.

Tak, owszem, to jest po prostu Foo Fighters ze wszystkimi tego konsekwencjami. Ze szczególnym wskazaniem na specyficzne połączenie stadionowego rockowego rozmachu z alternatywnym, postgrunge'owym brzmieniem. Jednak od łączącego punk z czadem w stylu Motörhead "Saviour Breath" przez balladowe "Iron Rooster" aż po monumentalne, imponujące bombastycznym finałem i świetną melodią "The Neverending Sigh" - po nieco marudnym i przekombinowanym albumie "Sonic Highways" te pięć piosenek to po prostu kawał dobrej rockowej roboty. Utrzymanej na dodatek w zróżnicowanym klimacie, cholernie żywiołowej i kipiącej spontanem (materiał powstał i został nagrany w trasie w pomieszczeniach hotelowych).

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Marcin Ręczmin poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze