Tę wystawę trzeba zobaczyć, trzeba pójść i zrozumieć, jak wiele się traci, kiedy nie mieszka się we Wrocławiu.
Od lat 60. do dzisiaj sztuka awangardowa w tym mieście rozwija się w zawrotnym tempie, po jednej radykalnej formacji przychodzi kolejna - także w kontekście europejskim, a może i światowym, zjawisko to nie ma precedensu. Oto najpierw w latach 60. krytyk Jerzy Ludwiński wymyśla program eksperymentalnej galerii Pod Moną Lisą, trafiając na grunt już spulchniony awangardowo przez Jana Chwałczyka, Zbigniewa Makarewicza, Jerzego Rosołowicza i innych.
Wszystkie komentarze