Dziewięć nominacji do Oscara to nie przypadek. "Birdman" to skondensowane "całe życie". Michael Keaton - Batman z filmów Tima Burtona - gra tu trochę siebie. Wykorzystuje swój wizerunek i własną sławę.

Pięćdziesięcioletni gwiazdor filmowy Riggan Thomson, którego publiczność pamięta z roli superherosa Birdmana, po latach wystawia na Broadwayu adaptację opowiadań Raymonda Carvera, w której gra główną rolę. Tą rolą chce siebie wykrzyczeć - zaistnieć. Ostatnie słowa sztuki, które jego zdradzony bohater rzuca ze sceny, brzmią: "Ja nie istnieję!".

Michael Keaton w tym filmie istnieje, i to bardzo, na wiele sposobów: w życiu, sztuce i halucynacyjnym transie. Widz z miejsca zostaje wkręcony w nowojorską rzeczywistość, pełną "wściekłości i wrzasku", dramatyczną i komiczną, realną i wyobrażoną. Co to wszystko znaczy? Wychodzi się z kina w oszołomieniu. Ale to właśnie jest dobre. Współczesne kino często wpycha mi na siłę znaczenie, morał, tezę. W nowym filmie Meksykanina Alejandra Gonzáleza Inárritu - jednego z najbardziej obiecujących reżyserów rozpoczynających karierę w poprzedniej dekadzie - oglądamy "całe życie" w skondensowaniu, od różnych stron, bez żadnej tezy, którą mogliby podchwycić recenzenci. To właśnie lubię: nie wiedzieć do końca, o czym jest film.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Anna Gamdzyk-Chełmińska poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    polecam: <a href="http://hamaczek.com.pl/birdman-leci-na-oskara-recenzja/" target="_blank" rel="nofollow">hamaczek.com.pl/birdman-leci-na-oskara-recenzja/</a>
    już oceniałe(a)ś
    0
    0