Rozmowa z tegorocznym noblistą Sir Rogerem Penrose'em, emerytowanym profesorem Uniwersytetu Oksfordu, znajduje się na stronach Komitetu Noblowskiego. Jego przedstawiciel zadzwonił do laureata zaraz po ogłoszeniu werdyktu.
89-letni prof. Penrose najpierw opowiada o dokonaniu, za które dostał Nobla - sprzed ponad pół wieku, kiedy to w roku 1964 udowodnił, że istnienie czarnych dziur jest nieuchronną konsekwencją równań grawitacji Einsteina.
Zaraz potem przechodzi do teorii, którą rozwija od kilkunastu lat. Nazywa ją "cykliczną kosmologią konforemną".
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Hehe tak, my to mamy "szczęście"...
Tysiąc gogoli lat w czarnej dziurze razem z wyborcami PiS :-P
Moze ten zbawca powinien to przeczytać, moze nabrałby dystansu do tego, co obecnie wyczynia.
> Moze ten zbawca powinien to przeczytać, moze nabrałby dystansu do tego, co obecnie
> wyczynia.
Oj naiwny!
Jak pech, to pech!
Sam z księżyca nie spadł, Naród zgodnie twierdzi, że zbawca narodu jest super.
Otóż to.
Mów za Wolan.
W kolejnym eonie też się pojawi, i też bez pampersa
raczej jeszcze bardziej by go rozsierdzilo.
Wolanie rządzą, sondaże nie kłamią.
to rzeczywiście fart na miarę CAŁEJ historii kosmosu..............?
jego koniec jest bliższy niż mu się wydaje
byłby w takim razie na dobrym tropie
Stanisław Lem w "Głosie Pana". Nawet o punktowym źródle promieniowania mikrofalowego, które niosło informację z poprzedniego Wszechświata potrzebną do stworzenia nowego tam było.
TomiK
A co na to Sedes z Bakelitu ;)
Koncepcje skonsultować z teściową przy okazji np. kiszenia ogórków
No nie, nie mieli. Bo w tej teorii nie chodziło o to, że przestrzeń wypełnia "eter", tylko że jest on ośrodkiem rozchodzenia się czy też nośnikiem fal elektromagnetycznych. Fluktuacje kwantowe, które "wypełniają" próżnię takim nośnikiem jednak nie są.
przypomina hinduskie opisy cykli świata i ogromne skale czasowe czasu ich trwania
Co gorsza nie ma też początku, a to już naprawdę trudno ogarnąć
krzysztof meissner <3
Skoro możemy sobie wyobrazić czas jako półprostą - z początkiem i bez końca, to dlaczego nie możemy sobie wyobrazić czas jako tako co nie ma początku?
Dla mnie łatwiejsze do wyobrażenia jest wieczne trwanie niż punkt powstania, absolutny początek, akt stworzenia.
Och! To koniecznie trzeba w to miejsce wstawić jakiego boga! Oczywiście takiego, który nie ma początku :)))
niestety nie... teoria chaosu temu zaprzecza... każdy nowy wszechświat to zupełnie nowe, niepowtarzalne wersje, aczkolwiek podobne w jakimś sensie...
Czemu nie, jeśli to nieskończony proces bez początku i końca, to czemu nie założyć, że wszystko już było podczas tych wszystkich gogli :)
Czy masz na mysli ze zmartwychwstajemy wielokrotnie?
;-)
Kazdy z nas jest Jezusem wtedy
To w zasadzie nawet nie założenie w nieskończoności masz pewność ze każde tylko prawdopodobne zdarzenie się wydarzy i to nieskończoną ilość razy. Trudno o bardziej prawdopodobne zdarzenie jak to które się właśnie wydarza. I z naszego punktu widzenia to jedyne zdarzenie o którym możemy stwierdzić ze prawdopodobne.
Co więcej chaos może być pozorny tj deterministyczny choc dla nas tylko trudny do modelowania. Podobnie działanie entropii, może być tak że w konkretnych warunkach zdefiniowanych na odpowiednim poziomie określona szklanka rozbije się w określony i zawsze taki sam sposób. Te warunki są zdefiniowane przez ogół poprzednich zdarzeń a tamte przez warunki początkowe. I zawsze w każdym wszechświecie w danych warunkach będzie spadać konkretnie ta szklanka wywołując konkretnie i zawsze takie same konsekwencje niczym efekt motyla ale zawsze tak samo trzepocącego skrzydłami
Natomiast to coraz bardziej wygląda jak jakaś symulacja inne akwarium.
Ze środka symulacji nie dało by się wnioskować o jej początku ani końcu bo to z punktu widzenia symulacji stan nieustalony to tak jak by program komputerowy próbował wnioskować o tym kto włączył komputer albo kto go zbudował. Jego świat zaczyna się w momencie uruchomienia
Ja się zastanawiam cały czas kiedy są moje kapcie
Tak. Terez już wiem, skąd mam te cłe deja vu....
Jeżeli zdarzyło się coś, czego szanse zdarzenia się były praktycznie zerowe, to znaczy, że to musiało się zdarzyć? Taki determinizm ma humanistyczne podstawy, a nie matematyczne. Nie da się stworzyć modelu, w którym ponownie dokładnie ten sam plemnik przekazuje dokładnie sam ten ładunek DNA, który następnie rozwija się dokładnie w ten sam sposób. Powtarzalność, o której mówi Roger Penrose, wynika wprost z praw fizyki i możesz ją odnieść do zjawisk, które wprost wynikają z tych praw. Cała reszta to puste ględzenie ludzi wychowanych w religijnym światopoglądzie.
but my jesus will beat up your jesus
To by było ciekawe. Pamięta ktoś może jak poprzednim razem wyszła nam próba zatrzymania katastrofy klimatycznej? A może chociaż ktoś pamięta jak się skończył PiS?
Niektóre nieskończoności są zbyt małej mocy, żeby wypełnić te większe. A taka sekwencyjna wygląda na najmniejszą z możliwych. Więc raczej się nie da, żeby "wszystko już było".
Chodzi o to że jeśli dajmy na to założymy że wszechświat jest nieskończony to już w samym wszechświecie powinno być nieskończenie wiele ziemi. Jak coś się powtarza w nieskończoności to dalej jest pytanie o początek. Bo albo to jest któraś konkretna n-ta iteracja albo wszechświat istniał już nieskończoną ilość razy.
@verdandi
Może właśnie na tym polega porblem że świat wydaje się nam niedeterministyczny ale jest zupełnie modelowalny i deterministyczny. Może prawdopodobieństwo to tylko przybliżenie tego czego nie rozumiemy.
Jeśli byli byśmy w stanie wszystko idealnie modelować i zasymulować możliwe było przeniesienie świadomości do komputera natomiast oznaczało by to że w sumienie jesteśmy niczym wyjątkowym.
Jak się skończył PIS? Wielkim Wybuchem.
co za koszmar znowu ten Kaczyński
ano moim zdaniem może to być związane z czasem, jeżeli ostateczne kurczenie i późniejsze rozprężanie (wielki wybuch) trwa dostatecznie krótko to nie powstaje mieszanina (nazywając to trochę eufemistycznie) jednorodna, po prostu nie zdąży się zhomogenizować i kolejny wybuch rozrzucając materię po wszechświecie rozrzuca również jak rozumiem resztki poprzednich czarnych dziur które na dzień dobry po pierwsze mają większą masę niż cząstek zhomogenizowanych czyli temperatura promieniowania jest wyższa po wtóre niosą jakąś informację z czasu sprzed wielkiej osobliwości. To jak bryła cementu w betoniarce jak za krótko kręcisz nagle w betonie znajdujesz sklejoną bryłę różną od betonu, albo mąka sklejona w za krótko wyrabianym cieście naleśnikowym ;-)
Też mnie to uderzyło w tym opisie. Ale ktoś wyżej podsuwa pomysł, że może w istocie wszechświat kurczy się i rozszerza zawsze w ten sam sposób, odgrywając to samo przedstawienie po raz kolejny i kolejny.
Dla mnie to przerażająca perspektywa. Bo w ostatecznym rozrachunku oznacza, że nasze działania są pozbawione jakiegokolwiek znaczenia i sensu i jesteśmy tylko pionkami na szachownicy, której rozmiaru nie jesteśmy w stanie sobie nawet wyobrazić. Dużo bardziej pokrzepiająca jest myśl, że dane mi było raz się urodzić i raz umrę, a przez to posiadam pewien wpływ na to, co się wydarzy.
No właśnie to wydaje się zupełnie nieprawdopodobne. Pomijając, że chodzi o gęstość energii w chwili "zero" przed kolejnym WW, a nie masy (ta ostatnia znika wraz z promieniowaniem cieplnym czarnych dziur) nie pojmuję, CO miałoby zachować "pamięć struktury", w chwili nieistnienia materii, czasu i przestrzeni. A akurat "ostateczne kurczenie" (czego dowiadujemy się z artykułu) trwa aż nadto wystarczająco długo do równomiernego rozproszenia energii.
Mnie także urodziła się taka wątpliwość. Ale chodzi chyba o to, że kurczy się, imploduje i eksploduje materia a nie przestrzeń, w której materia się znajduje. I w tej przestrzeni mogą (?) zostać "ślady".
Ależ skąd, nie desperuj :) Teoria mówi jedynie o cyklicznym "życiu" Wszechświata, nie ma nic wspólnego z determinizmem. Poruszamy się (wraz z całym Wszechświatem) w stożkach prawdopodobieństwa (które, jeśli dobrze pamiętam, opisał Hawking), jednak wybór jest ogromny i niewątpliwie za każdym razem cykl przebiega inaczej, choć ma taki sam koniec i początek. WSZYSTKIE nasze działania mają sens, bo to my wymyśliliśmy pojęcia "sensu i znaczenia". Sens istnieje tylko w naszych głowach i tamże się spełnia. Cała reszta to tylko prawa fizyki. A, i nie jesteśmy żadnymi bierkami na szachownicy, bo też i nie istnieje żaden Wielki Szachista :)
Chyba jednak nie chodzi, drogi miłośniku rzekotek :) Imploduje i eksploduje już tylko energia, a wszystkie opisy WW zawierają konieczną hipotezę o początku czasu i przestrzeni w tym momencie. Lecz, jeśli nawet przyjmiemy, że czasoprzestrzeń nie znika, to CO jest fizycznym nośnikiem śladów, gdy nie ma już masy ani energii w całkowicie pustej przestrzeni??
Z tego, co rozumiem, miałyby to być fale grawitacyjne, które mogą rozchodzić się w całkowicie pustej (czaso)przestrzeni, bo są drganiami jej samej.
Owszem, mogą, lecz źródłem fal grawitacyjnych jest masa. Gdy masa(energia) jest cała skupiona na koniec fazy inwolucji w punkcie bezwymiarowym powstałe fale musiałyby być idealnie symetryczne. A i to przy założeniu, że po inwolucji istnieje jakaś rezydualna czasoprzestrzeń, czego opisy teorii WW raczej nie przewidują.
Najgorsze jest jednak to, że muszę teraz trochę za robotę się zabrać, ale zajrzę tu później :))
Ale jak ta masa (np. zderzające się czarne dziury o masie bilionów słońc) już wyemituje falę grawitacyjną, to w zasadzie przestaje być potrzebna. Jeśli taka fala może się rozchodzić przez wystarczająco długi czas, to może przeżyć swoje źródło i zostawić ślad w samej czasoprzestrzeni. Po inwolucji czyli zwinięciu czasoprzestrzeni do punktu byłoby to rzecz jasna niemożliwe, ale ja tę koncepcję zrozumiałem tak, że śmierć cieplna Wszechświata, która pozbawia go wymiarów ,jest tylko równoważna matematycznie jego skurczeniu się do punktu (nie ma żadnych wymiarów bo... nie ma ich jak zmierzyć), a nie że następuje to "fizycznie" (cokolwiek miałoby to oznaczać).
Nie twierdzę, że istnieje Wielki Szachista w takim sensie, że jest to jakiś byt nadprzyrodzony. Posługuję się tym jako pojęciem-narzędziem, by pewne kwestie uprościć.
Tym niemniej dlaczego punkty Hawkinga mają być za każdym razem w tym samym miejscu, co świadczyłoby o zdeterminowanym ich rozmieszczeniu, a prawa te miałyby łaskawiej obchodzić się z nami i pozwalać nam na wolność wyboru? Moim zdaniem determinizm jest logiczną konsekwencją przyjęcia, że punkty Hawkinga mają pamięć poprzedniego ułożenia wszechświata. Co więcej, w tym przypadku w ogóle nie można mówić o poprzednim ułożeniu, bo jest tylko jedno, które ma powtarzać się wciąż i wciąż.
ciekawie się Ciebie czyta...wrzucę Ci dwie sprawy, obie na zasadzie intuicyjno-dyletanckiej z zastrzeżeniem braku rozwinięcia...;)
1) mam wielką nadzieję, że Penrose nie wyskakiwałby z hipotezami, które może podważyć @jotkaldz z forum GW...albo przynajmniej, że ktoś wybiłby mu je z głowy wcześniej...
2) mamy zdaje się udowodnione przynajmniej jedno upiorne oddziaływanie, które ignoruje te Twoje 3 filary fizyki...klasycznej. może to jest jakiś trop...
i jeszcze dygresja na temat determinizmu - wybór może być nawet przeogromny, byle był skończony. bo co wtedy? bo wtedy rodzimy się od razu po tym, gdy umieramy - bez żadnego czekania...
pytanie tylko, czy to dobrze, czy żle...;)
Ależ Alice, to tylko miła pogawędka pod popularnonaukowym artykułem. Napisałem jedynie, że wątpię w przydatność opisanego dowodu i popatrz ile to spowodowało ciekawych dywagacji. Poruszanie mózgiem zawsze wychodzi na zdrowie. Co do samego Penrose'a, to ewentualnie mógłbym mu co najwyżej ołówki temperówką strugać :). Ad.2 - splątanie kwantowe nie do końca ma charakter "oddziaływania", nie istnieje w nim bowiem żaden fizyczny nośnik (inaczej limitem byłaby prędkość światła). Czy w bezwymiarowym punkcie o nieskończonej gęstości energii przed WW mogą istnieć kwanty? I gdzie miałyby czaić się ich przeoczone w procesie implozji "drugie połówki"? Co do determinizmu, to choć początek i koniec Wszechświata mogą być za każdym razem tożsame, to dróg rozwoju musi być nieskończenie wiele, bo możliwa jest każda o niezerowym prawdopodobieństwie. A czy się znów urodzimy? To by trzeba rozważyć, czym właściwie jesteśmy i jaki charakter ma nasza świadomość. Ale takie rozważania są obecnie niemożliwe, bo dochodzi północ i trzeba iść spać :))
takie rzeczy, a Ty chcesz spać? ;)
oczywiście, pogawędka i nic osobistego - ot, odruch...nie musisz znowu tak klękać (przed tym Penrosem)
nie istnieje nośnik, mówisz...ale na pewno? ;)
różnie piszą...ogólnie straszne cuda i prawie nic na pewno...i weź to pojmij...
nieskończenie wiele, mówisz...ale na pewno? powiedzmy, że teraz zrobię coś szalonego (o, już) w zasadzie niemożliwego podczas odpisywania Tobie, żebyśmy mieli jeszcze większą pewność unikalności - tylko czy w tym Twoim bezwymiarowym punkcie jest miejsce na przypadek, a jeśli nie, to czy dalej nie leci to zawsze tak...czy znowu tego kiedyś nie zrobię?
no, chyba nie ma potrzeby mieszania w to całej świadomości, wystarczy to malutkie "ja". z nim cały problem.
To proste. W teorii CCC Wszechświat NIE kurczy się do punktu o zerowej rozciągłości przestrzennej, tylko obiektu o rozmiarach równych odległości Plancka.
ale to przynajmniej z jednego googola przyjdzie nam poczekać ;)
Akurat! U Rydzyka? Albo na Akademii Katolickiej, która właśnie powstała w Warszawie i będzie nauczała obsługi kropidła?
Zapomnij. To nie w tym kraju.
Ale tylko wtedy, gdy będzie z tego kasa!!!
Wszystko pogmatwane
Jak te winorośle,
Gąszcze cmentarniane.
Wszystko, co się złączy,
Znowu się rozłączy,
Na kształt pogmatwanych
Na cmentarzach pnączy.
Wśród wielkiej miłości
Wszystko jest poczęte
I wszystko - bez sensu -
Lecz bardzo jest święte." IWASZKIEWICZ.
Piękny tekst.
.....................................................
Ale w pana artykule czytamy:
" ... dla samego wszechświata czas także traci wtedy znaczenie, bo czas - twierdzą fizycy - przestaje wtedy tykać. W przestrzeni, gdzie hula tylko promieniowanie, nie ma niczego, co mogłoby czas odmierzać.
Dla kwantów promieniowania, biegnących z prędkością światła, bieg czasu ustaje. ",
- no dobrze, ale czas ustaje dla kwantów, a one istnieją w czymś (wszechświecie), więc to dwa różne obiekty. Druga część cytatu nie wyjaśnia pierwszej konstatacji.