Za pięć lat nasza armia będzie na tyle silna, by sama mogła bić się z talibami - zapewniał wczoraj afgański prezydent Hamid Karzaj podczas zaprzysiężenia na drugą pięcioletnią kadencję. Zachód odgrażał się, że od tego, co powie, zależeć będzie, jak wielkiej udzieli mu pomocy.

Rządzący od ośmiu lat Karzaj podczas zaprzysiężenia starał się nie zapomnieć o niczym, co zachodni przywódcy chcieli usłyszeć. Obiecał, że do swojego rządu weźmie na ministrów ludzi mądrych, uczciwych i kompetentnych, zaprosił doń także pokonanego rywala w wyborach prezydenckich dr Abdullaha.

Karzaj przysięgał, że ze wszystkich sił będzie walczył z korupcją i narkotykami, że aby pogodzić się z talibami, zwoła Loja Dżirgę - wielką radę politycznej, plemiennej i religijnej starszyzny, będącą w Afganistanie władzą najwyższą. - Musimy zacząć uczyć się na własnych błędach z ostatnich ośmiu lat - podkreślał.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Roman Imielski poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze