Sekretarz Stanu USA bez większych sukcesów zakończył wizytę na Bliskim Wschodzie. Napięcia i liczba ofiar rosną, amerykanie ślą w region okręt z głowicami nuklearnymi, a izraelska armia potwierdza: przecięliśmy Strefę Gazy na pół.

Antony Blinken miał pracowity tydzień. W ciągu kilku dni odwiedził Izrael, gdzie spotkał się z najważniejszymi politykami w kraju, wziął udział w szczycie arabskim w Jordanii, bez zapowiedzi poleciał do Autonomii Palestyńskiej spotkać się z jej prezydentem i na kilka godzin wylądował w Bagdadzie, by pokazać Irańczykom, że Ameryka nie odpuszcza pilnowania krajów, gdzie nadal ma swoich żołnierzy.

Choć sekretarz stanu USA dwoił się i troił, by namówić Izraelczyków, by choć czasowo zawiesili walki w Strefie Gazy, a Arabów – by nie dopuścili do regionalnej eskalacji, wiele nie osiągnął. Izraelskie władze powtarzają, że walk nie przerwą dopóki Hamas nie wypuści zakładników, a Arabowie domagają się natychmiastowego pełnego zawieszenia broni.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Anna Gamdzyk-Chełmińska poleca
Podobne artykuły
Więcej