W Chile władze zareagowały na wybuch epidemii szybko (pierwszy zakażony został wykryty 3 marca): natychmiast postarały się o zwiększenie liczby łóżek w szpitalach, o respiratory i testy. Zamknięto granice, wprowadzono kwarantannę, pracę zdalną, zamknięto szkoły itd.
Zdawało się, że okiełznano epidemię. Dwa miesiące później, 1 maja, w kraju było 17 tys. chorych i tylko 238 zmarłych na COVID-19, a Chile chlubiło się, że jest wzorem dla innych, nawet bogatych krajów Europy.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
No i mieli Mujica za prezydenta. Tego co jezdzil do stolicy ze swojego ranchita starym samochodem, chodzil w starych ale "jak bardzo wygodnych" butach nawet na zebrania miedzynarodowe, nie nosil krawatu, nie mial sluzacych co w Ameryce lacinskiej w klasach srednich i wyzszych jest nie pomyslenia, polowe pensji oddawal na cele dobroczynne, znany z krytyki spoleczenstwa konsumpcyjnego itd . To o czym piszesz to dzieki niemu. Bardzo sympatyczny kraj i ludzie, prawie w 100% pochodzenia imigranci.
Lepiej bym tego nie ujął.
Tyle samo ofiar jest w Polsce,mimo mega lockdownu i zaledwie 25tys zakażonych jesli wierzyć statystykom.
Czy to jest fatalny krajobraz? Wiele krajow ma po 30tys lub wiecej zmarłych? A tu zaledwie tysiąc. Nie przesadzajmy z tym fatalnym krajobrazem.
Nie od dziś wiadomo, że lewicowa Wyborcza wszystko w krajach wolnorynkowych przedstawi jako klęskę, a w krajach socjalistycznych - jako sukces.
Mają 2 x tyle zmarłych na milion co Polska. To mało?