Kilka dni temu 17 pastorów brazylijskich Kościołów protestanckich opublikowało manifest „O ukojeniu narodu w czasie pandemii”, w którym krytykują środki sanitarne, np. społeczną izolację i zamrożenie działalności gospodarczej. Pastorzy burzą się przeciw kwarantannie domowej, która „niszczy gospodarkę, podkopuje zdrowie psychiczne, potęguje pornografię, przemoc domową i zboczenia, np. pedofilię”.
Martwi ich "upadek wiarygodności polityków oraz środków masowego przekazu", a także spory ideologiczne, które „nie pozwalają wiernym żyć w spokoju, pokoju i modlitwie”.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Z tradycyjnymi protestantami nie mają wiele wspólnego...
Poczekaj, idę po popcorn. Uwielbiam jak jedna "sekta" danego wyznania próbuję udowodnić drugiej sekcie, że ta jest "nieprawdziwa". Rotfl :)
Zgadzam się co do oceny tych ruchów, ale przecież nie wyznają ich Indianie czy Metysi. Tu chodzi raczej o sprzeciw wobec skompromitowanego KK, który zawsze był zblazowany z władzą. Swoje też robi uproszczenie formy, ale niestety też uproszczenie przekazu, bo oni ci w 5 minut powiedzą ci jest dobre, a co złe i zwolnią z myślenia. Oczywiście to jest nieuświadomione, wyznawcy będą podawać zupełnie inne powody odejścia i trzeba czytać między wierszami.
mala pomylka: chciales powiedziec "zblatowny" a nie "zblazowany"
Ale mają wiele wspólnego z Ordo Iuris
Tylko to są prawdziwe sekty, co z religia nie mają nic wspólnego. A to są zwykle biznesy cfaniakow od Ordo jurisów innych patologii.
Nie żeby kościół katolicki nie był biznesem, ale jest różnica pomiędzy sektą cfaniaków a religia.
Wypisz wymaluj recepta PIS na wyborców :D
Oczywiście racja, Powinienem być bardziej precyzyjny, bo wszystko zależy od definicji, a tych jest sporo: potoczna, psychologiczna itd. Chrześcijaństwo całościowo nie jest już potocznie sektą — choć było kiedyś, kiedy nie było mainstreamowe. Katolicyzm całościowo też nie jest sektą. Ale gdybyśmy wypisali sobie listę charakterystyk sekty, to uważam, że każda religia odhaczyłaby przynajmniej 1 punkt. Nie zgodzę się, że sekty to nie są religie — są to po prostu nowe / nowsze religie.Mówiąc, nie mają z religią nic wspólnego popełnia Pan moim zdaniem błąd logiczny "no true scotsman" — żadna prawdziwa religia nie zrobiłaby tego czy tamtego. Jehowi czy Mormoni czerpią z tych samych fundamentów i interpretują je inaczej nie Katolicyzm czy Prawosławie. A czy to znaczy, że są w błędzie? Taka natura niejednoznacznych przekazów biblijnych, że nie można powiedzieć, kto ma właściwą interpretację. Natomiast Jehowi czy Mormoni ze swoim odcięciem od świata będą dla mnie bardziej szkodliwi niż katolicy, którzy z racji rozmiarów i wieku religii są bardziej liczebni, przez co mniej jednorodni w swej doktrynie, bardziej zróżnicowani w podejściu do niej itd.
No ale jednym nawet nie trzeba "próbować udowadniać", że są zbłąkani i obłąkani. Wystarczy popatrzeć na to budowanie kultu pastora-przewodnika, na zbieranie datków na "dzieło boże", na pranie mózgów i psychomanipulację, na próby separacji społecznej, na wprowadzanie hardkorowej magii do kultu, na "prorokowanie", "mówienie językami" (w praktyce bełkot), na "widzenia", padanie w duchu świętym... itp.
Czy inni są lepsi? Niektórzy - niewiele (KRK), inni trochę lepsi, jeszcze inni starają się być racjonalni ile mogą w swojej religii....
Przy czym jest dokładnie odwrotnie: każda religia - i ta prawdziwa, i "sekta" - zrobiłaby dokładnie każdy skruwysyństwo.
Jasne — dlatego uważam za błąd "no true scotsman".
roznica miedzy sekta a religia sprowadza sie do daty zalozenia i liczby wyznawcow...
powazna mafia tez dziala powazniej (i w sumie mniej brutalnie) niz uliczny gang
"But he loves you";)
W konkursie na najgłupszą niezmiennie prowadzi Scjentologia. Tuż za nią Jehowi i Mormoni. Ale konkurencja jest bardzo zażarta, naprawdę decydują detale.
No nie wiem... "Najbardziej wyzywająco zachowują ci duchowni, którzy przewodzą najpotężniejszym Kościołom". Wynikałoby z tego, że to właśnie najwięksi przodują w łamaniu zaleceń. Co do innych... Ja np. znam Świadków Jehowy czy Jahwe, jak kto tam chyba woli (mam w rodzinie), i wiem, że bardzo ściśle starają się stosować do obostrzeń; np. chyba wszystkie zebrania mają na Zoomie (sam widziałem), 'głoszą' tylko telefonicznie, mejlowo, czy jakoś tam, w każdym razie zdalnie. O Mormonach nic nie wiem, ale byłbym ostrożny w takich ocenach...
Nie mówiłem o postawach wobec epidemii, ale ogólnie o podstawach (i wierzeniach) danych wyznań/religii :)
Chrzescijanie (z grubsza) wierzą, że istnieje wszechmocny, wszechwiedzący Bóg, który:
– stworzył świat w 7 dni, ale nie dodał, że to tylko metafora
— jest OK z niewolnictwem (ale nie dodał, że to chyba zależy od kontekstu historycznego)
— strasznie nie lubi, kiedy ktoś w niego nie wierzy i go nie czci. Napisał nawet 10 najważniejszych imperatywów moralnych do przestrzegania, z których pierwsze 5 jest o nim samym.
— jest OK z tym, żeby zabijać niewiernych — oprócz kobiet, te można sobie wziąć dla swojej rozrywki w domu
— uważa, że kobiety to nie podmioty: a więc ich zdanie, zeznania itd. się nie liczą. Córki są własnością ojców, a potem mężów (bardzo istotne aby były nieużywane przed ślubem!). Znowu chyba zapomniał wspomnieć o kontekście historycznym albo tak się dziwnie złożyło, że po prostu normy kulturowe ewoluowały, a Bóg tego nie przewidział czy coś.
— zakazał ludziom jeść z drzewa poznania dobra i zła (rozumiem, że niepotrzebne im mieć własne zdanie w tematach moralnych, wystarczy, ze słuchają się Boga)
— nie przewidział, że zjedzą to jabłkko (albo przewidział i ustawił grę przeciwko nim) i jak zjedli to tak się wkurzył, że ich wygnał z raju i się obraził na kilka tysięcy lat.
— po tych kilku tysiącach lat chyba mu przeszło i stwierdził, że im wybaczy. Uznał więc, że najlepszym sposobem na wybaczenie ludziom będzie zstąpić na Ziemię (jak greccy bogowie), ale pod postacią swego syna (makes sense) i dać się zabić. Taka krwawa ofiara (dziwnie spójna z ówczesnymi zwyczajami) przebłaga Boga i będzie git
— Do tego uznał, ze najlepszym czasem na objawienie swojego istnienia będzie akurat te kilka tysięcy lat temu (kilkaset tysięcy po pojawieniu się naszego gatunku) i akurat na bliskim wschodzie. I najlepiej będzie żeby wyznawcy przekazywali sobie te jego mądrości ustnie albo spisywali je osobno przez tysiące lat, a potem żeby jakieś kolegium wybrało najlepsze kawałki.
Mormoni dokładają do tego, jakże prawdopodobnego scenariusza, Josepha Smitha, który znalazł złote tablice od Jezusa (tzn. nie bezpośrednio od niego, tylko od jakiegoś proroka bodajże), które były objawione plemionom indiańskim, potem zakopane. Jak Smith je odkopał, to je przetłumaczył, ponoć pokazał 11 osobom, a potem musiał je zwrócić do niebios, bo zaczęli mu chyba naliczać kary z przetrzymywanie tablic i kasety VHS z Rambo.
Jehowi zaś dokładają do tego (oprócz sekciarstwa) totalnie subiektywną "wróżbologię", gdzie wybierają sobie jakieś daty i cyferki z Biblii i obliczają, kiedy świat się skończy. Jak się pomylą, to obliczają jeszcze raz i tak w koło Macieju.
Scjentologia to już w ogóle zahacza o parodię religii i chciałbym wierzyć, że to był po prostu prank Hubbarda, który wymknął się spod kontroli.
Między obrażeniem się za japco a wysłaniem samego siebie, żeby dać się zabić, żeby przebłagać samego siebie (masz rację, to ma sens!) miał jeszcze parę innych fajnych akcji jak rzekome zatopienie całej planety.
Nie chciałem mu wypominać, że ciągle musiał po sobie poprawiać :)
Niby racja. Ale skala nie ta. Katolicy i muzułmanie to organizacje miliardowe i ich głupota przynosi szkody milionom.
Tak, Żydów myślących że są narodem wybranym wyślemy do obozów reedukacji.
Zagłada była ludobójstwem. I jednocześnie to, co obecnie robią Żydzi Palestyńczykom, można nazwać zbrodnią. PS. To poczucie bycia "wybranym" widać i w Polsce w rzymskim katolicyzmie.
Bez urazy, ale każdy kto myśli, że
- ma osobistą relację z Bogiem
- ten Bóg się przejmuje losem tego kogoś
- może nawet spełnia jego prośby
- zawiesza przy tym czasem prawa chemii i fizyki, żeby pójść na rękę wierzącemu
każda taka osoba nie różni się dla mnie niczym od kogoś, kto wierzy, że rozmawia z Elvisem. Po prostu jedno jest usankcjonowanym przez kulturę zachowaniem (uznanym za normalne), a drugie nie. Nie widzę powodu, by jednych traktować inaczej niż drugich.
To jeszcze dorzuć tych co wierzą w miłość, szkodliwość takich czy innych produktów żywnościowych, codzienne porządki, kontakt z naturą, wszystkie idee (równość, wolność, demokracja, sprawiedliwość), itd itp. Każdy w coś WIERZY. Taka jest natura ludzka. To że ja nie wierzę w Boga, nie oznacza, że muszę walczyć z tymi co wierzą. To, że nie wierzę w miłość psią tylko instynkt stadny nie oznacza, że będę zwalczał psiarzy którzy personifikują swoje zwierzęta. Nie możesz ludzi wierzących wrzucać do jednego worka, tak jak tych którzy stosują różne diety (w które w większości przypadkuch po prostu WIERZĄ) nie traktujesz tak samo.
Walczysz o zachowanie zagrożonych gatunków czy ochronę przyrody? Po co? Za kilka miliardów lat niezależnie od naszych wysiłków to i tak będzie chmura zimnego gazu w przestrzeni czy część jakiejś czarnej dziury. Walczysz bo WIERZYSZ, że to dobre.
A sama propozycja przymusowego leczenia kogoś kto ulega naturalnej, i od tysięcy lat istniejącej potrzebie, brzmi tak totalitarnie, że aż mi dreszcze po plecach chodzą. Niezły temat na kolejną antyutopię.
I nie, nikt nie jest w stanie za pomocą dobrowolnej ani tym bardziej przymusowej indoktrynacji wpoić masom naukowego podejścia do świata (to jest w pewnym sensie moje pesymistyczne przeświadczenie).
Pozdrawiam
Czemu od razu zbrodnia? Dobór naturalny.
A z tym się mogę zgodzić :D
Rzuca Pan różne terminy i próbuje znaleźć jakiś haczyk. Ok.
Jasne, że każdy w coś „wierzy” – potocznie mówiąc. Wówczas możemy mówić, że ktoś wierzy w Boga i wierzy w teorię względności (jej twierdzenia). Na jedno mamy 0 dobrego dowodu, który da się obronić, na drugie mamy mnóstwo dowodów (eksperymentalnych, powtarzalnych itd.). Nie są to zatem takie poziomy „wiary” (w sensie pewności). Rzekłbym, że jeśli mam wystarczająco duże prawdopodbieństwo prawdziwości jakiegoś twierdzenia to uznajemy je wówczas za fakt i wiedzę, a nie kwestię wiary.
Jasne też, że nie stosujemy metody naukowej do wszystkiego w życiu, jasne, że nie do wszystkiego podchodzimy równie sceptycznie. Jak mi Pan powie, ze kupił psa mogę Panu uwierzyć na słowo — wiem z wielu źródeł, że psy istnieją, można je nabyć i można posiadać jako zwierzęta domowe. Jak mi Pan powie, że ma psa, który mówi — wtedy już Panu na słowo nie uwierzę. To samo z Jezusem czy Elvisem. Jeśli ktoś twierdzi, że istnieje istota o nadprzyrodzonych zdolnościach i jedyny dowód to zapisy w starych tekstach albo osobiste doświadczenie — to dla mnie nie jest wystarczający dowód czy argument by to przyjąć i traktować tak samo jak przyziemne twierdzenia o miłości czy pieskach. Nie mamy żadnego potwierdzenia istnienia nadprzyrodzonych zjawisk, magii itd. Nie mamy dowodów, że można rozmawiać ze zmarłymi, więc jeśli ktoś twierdzi, że miał osobiste doświadczenie w postaci rozmowy z Jezusem albo Elvisem to dla mnie równie niewiarygodne twierdzenia. Różnica jest taka, że jednego potraktujemy jak wariata i poddamy leczeniu (choćby dobrowolnie), a drugi może normalnie żyć. Ja sugerowałbym równe traktowanie obydwu: albo obydwu leczymy albo nie. Dla mnie ich poczytalność jest identyczna.
Miłość — możemy ją przyjąć na czyjeś słowo, ale ją też zweryfikować przez czyjeś czyny, słowa itd. Ryzykujemy złamane serce. Jeśli ktoś na przykład głęboko wierzy, że Scarlett Johansson go kocha i to sprawia, że jest szczęśliwy — spoko. Moim zdaniem powinien się leczyć, bo uważam, że to lepiej dla naszego zdrowia psychicznego, gdy nasze wyobrażenie świata w jak największym stopniu koresponduje z rzeczywistością. Ale dopóki ten ktoś nie krzywdzi nikogo w imię swojej wiary o miłości Scarlett, nie chcę by stanowić prawo, które będzie zgodne z jego niepotwierdzonymi przekonaniami. Luz. Niestety w przypadku osób, które są pewne, że Jezus istnieje, a co gorsza są przekonane, ze mają z nim osobistą relację (i np. rozmawiają ze sobą) — wtedy zwykle jest to bardziej szkodliwe społecznie. Mają jakoś taką „dziwną” tendencję żeby przekonać innych do tego (w stylu niezamawianej reklamy) albo ustanowić prawo wedle zgodne z wolą tego Boga, które będzie obowiązywało wszystkich (bo Bóg tak chce!).
Szkodliwość produktów — można wierzyć, że papierosy nie są szkodliwe, bo dzięki temu nam miło i wygodnie albo oprzeć się na materiale dowodowym i na tej podstawie wyciągać wnioski i oceniać fakty.
Nie wiem co ma kontakt z naturą do wiary i do tematu.
Idee takie jak równość, wolność, demokracja, sprawiedliwość nie zostały objawione i przyjęte w ciemno na wiarę. Doszliśmy do nich z czasem — trochę na zasadzie prób i błędów. Trochę na zasadzie dowodu negatywnego dostrzegliśmy, że społeczeństwo nieoparte np. na równości powoduje nieszczęście dużej ilości osób w społeczeństwie. Niewolnictwo nie zostało zniesiony, bo wyszedł update od Boga. Po prostu: niewolnicy podnosili głos, a zarazem ktoś miał na tyle empatii, by dostrzec niesprawiedliwość zastanego systemu. Dążyliśmy więc do zmiany opierając się na pewnych kryteriach: wolności (możliwości działania), a nie na wierze. Gdy nie tylko wybrani mają wolność (czyli mogą czynić tak, by nie ograniczać możności działania innych) to wpływa to korzystnie na całe społeczeństwo — np. minimalizuje ilość konfliktów, przekłada się na wyższy poziom życia zarówno dla jednostek jak i ogółu itd.
Miłość możemy przede wszystkim zweryfikować przy pomocy poziomu endorfin, bo jest to nic innego jak pewien stan chemiczny mózgu.
Oczywiście — nie spojrzałem od tej strony, czyli uczucia po naszej stronie (po stronie Ja). Odnosiłem się do uczucia (i deklaracji) Innego. Dzięki!
tak... niemniej jak masz szczescie to ta milosc pozniej zamienia sie w w bardzo gleboka przyjazn, wspolne doswiadczenie wychowywania dzieci, i... wspolna spolke ekonomiczna z zaufanym partnerem
Palestynczycy dostali szanse stworzenia wlasnego panstwa. W Camp Dawid w 2000 roku premier Ehud Barak byl gotow oddac im 95% zadanego przez nich terytorium. W dodatku przy obietnicy zarowno Izraela jak i USA pomocy gospodarczej w odbudowie infrastruktury i gospodarki. I w budowie demokratycznego panstwa. Pomoc obiecaly tez Wspolnoty Europejskie
Arafat oferte odrzucil.
Takiej oferty jak ta w 2000 nigdy juz Palestynczycy nie dostana bo swiat sie bardzo od 2000 roku zmienil. W dodatku Palestynczycy sami zaczeli sie zwalczac (a czasem i mordowac) miedzy soba, pomiedzy Fatahem i Hamasem.
w punkt!
A widzisz jakąś różnicę?