W środę odbyło się wirtualne posiedzenie grupy G7, czyli przywódców najważniejszych zachodnich potęg: USA, Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec, Włoch, Japonii i Kanady.
Podczas wideokonferencji debatowano nad odpowiedzią na pandemię, ale spotkanie zdominował problem poboczny: żądanie USA, by w dokumentach podkreślić chińskie pochodzenie koronawirusa (wspólne oświadczenie G7 z 16 marca w ogóle nie wspominało o Chinach).
- To była granica, której nie mogliśmy przekroczyć – powiedział CNN jeden z dyplomatów europejskich. – Nie wolno zgadzać się na taką etykietkę i tego komunikować.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Obawiam się, że po wyciszeniu epidemii koronawirusa, ogarnie nas kolejna, jeszcze gorsza epidemia, rządzą władzy, chciwości i wyzysku, ponieważ bogaci za wszelka cenę muszą być bogatsi.
I to jest największa zaraza, która opanuje świat.
Już dawno opanowała. Od jakiś 2000 lat.
Prawo i Sprawiedliwość. Tak, mają.
Jasne, słowa mają ogromne znaczenie i Chińczycy to od zawsze wiedzą (Sun Tzu, Sztuka wojny - jest z VI w.p.n.e.). A określenia oparte na nazwach etnicznych są szczególnie ważne dla wizerunku danej społeczności.
Akurat w tym przypadku opaczne.