Viktor Orbán lubi silnych ludzi. W minioną środę podejmował w Budapeszcie Władimira Putina po raz dziewiąty, odkąd doszedł do władzy w 2010 r. Węgierski premier pielęgnuje również przyjaźń z prezydentem Turcji Recepem Tayyipem Erdoganem i dawno już przestał umizgiwać się do Zachodu. Po co, skoro zyskał przychylność Donalda Trumpa – populisty takiego jak on, dzięki któremu utrzymujące się latami fatalne relacje Budapesztu z Waszyngtonem w końcu rozkwitły. Orbán i ludzie w jego otoczeniu od dawna powtarzają, że nie ma się co z tą demokracją tak napinać, a dyktatorzy są w zasadzie całkiem w porządku, bo przynajmniej gwarantują stabilne rządy (kogo obchodzi, że okupione zamordyzmem).
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
on nic nie zapomnial on ma o w dupie. to pasozyt oportunista.
Mały i słaby bo od 500 lat zawsze po złej stronie historii.
Ale na tyle duży, taki w sam raz, żeby go przejąć dla siebie i nie zadławić.
Poza tym Węgry są o tyle specyficzne, że istotnie mają traumę Trianon, na której Orbán umiejętnie jedzie. W Polsce nie dałoby się uzyskać consensusu społecznego wokół ‚odzyskiwania’ nie tylko Lwowa i Wilna, ale i wręcz Żytomierza i Witebska, a na tym właśnie w istocie polega prowadzona przez Orbána konsolidacja społeczeństwa wokół jego osoby, dzięki czemu uzyskał w parlamencie większość konstytucyjna w bynajmniej nie fałszowanych wyborach.
Mając praktycznie blisko 100% środków masowego przekazu, nie musiał fałszować. Po prostu inna (niż jego) narracja nie miała szans dotrzeć do wyborców. Rzeczywiście, szerokie horyzonty umysłowe.
O tym że szerokie, świadczy choćby to, że Orbán jest dość częstym gościem w mediach austriackich i niemieckich związanych z CDU, i mówiąc dobrze po niemiecku potrafi tam w mediach bynajmniej mu nie podlegających przekonywać do swoich racji. Wyobraź sobie naszego Naczelnika w tej sytuacji. On nawet po polsku w mediach od niego niezależnych nie potrafi się przekonująco wypowiedzieć. Przemawiać potrafi jedynie do wyznawców językiem mlaskowym.
A co do Orbána, problem jest taki, że on istotnie trafił w punkt węgierskich resentymentów terytorialno-narodowościowych. Internetu nie kontroluje, ale i tak trafia do większości Węgrów.
PS - poza tym w polityce wbrew pozorom sentymenty też się liczą. Niemcy traktują Węgrów jako sojuszników w dwóch wojnach światowych. Jeśli nie masz wyraźnego interesu politycznego, decyzje nieraz podejmujesz na zasadzie że kogoś lubisz albo nie. Dlatego Orbánowi wolno więcej i od 10 lat z tego korzysta.
>Europa która na własne życzenie sprokurowała sobie kryzys migracyjny...
Ale bzdury powtarzasz.....Polska się tymczasem wyludnia w przerażającym tempie na własne życzenie a ty patrzysz i g...widzisz. Jeśli będziesz ostatni to pamiętaj, żeby zgasić światło.
W Austrii właśnie polegli, we Włoszech i Francji tyż nie za dobrze przędą. Pogłoski o śmierci normalnej demokracji są mocno przedwczesne i B. Mocno przesadzone. Normalne rządy, po prostu szukają sposobu na poradzenia sobie z idiotami i papierowymi stalinami u władzy, chcąc to zrobić w sposób najmniej bolesny dla społeczeństw rządzonych przez tych dyktatorków. I znajdą, a gdy któryś dyktatorem przegnie, to dowie się jaką jest ekonomiczną siłą UE, i go rodacy w gnojówce utopią...