Aktywista z Bahrajnu wszedł na dach londyńskiej ambasady tego kraju, żeby powstrzymać egzekucje w ojczyźnie. Został pobity, a personel ambasady groził mu śmiercią. Choć Bahrajn to ważny sojusznik Zachodu, z prawami człowieka jest mocno na bakier.

Wszystko rozegrało się błyskawicznie. 26 lipca późnym wieczorem Musa Muhammad, znany bahrajński aktywista, który od lat ma azyl w Wielkiej Brytanii, wspiął się po rusztowaniu na pięciopiętrowy budynek ambasady Bahrajnu w Londynie.

Chciał przyciągnąć uwagę mediów i zaprotestować przeciwko planowanej egzekucji dwóch młodych mężczyzn skazanych na śmierć w Bahrajnie. Podobnie jak światowi obrońcy praw człowieka uważał, że ich proces to jedna wielka farsa i dowód na to, że położone nad Zatoką Perską królestwo prawa człowieka ma za nic.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Agata Żelazowska poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Europejskie kraje mają tylko ciągłe problemy z tymi azjatyckimi satrapiami.
    już oceniałe(a)ś
    5
    1