Samobójcza śmierć w chwili aresztowania zakończyła w środę jeden z najburzliwszych żywotów politycznych współczesnego Peru. Alana Garcię czczono lub nienawidzono. Obojętnych nie było.

Kiedy policjanci przyszli po niego z nakazem aresztowania, były dwukrotny prezydent Peru powiedział, że musi zadzwonić, wszedł do swojego gabinetu, zamknął drzwi i po chwili się zastrzelił. Krótko potem zmarł z przestrzeloną głową w pobliskim szpitalu.

Młodość upłynęła mu pod szczęśliwą gwiazdą. Wychował się w domu współzałożycieli lewicowej partii APRA (Amerykański Rewolucyjny Sojusz Ludowy) i w kulcie jej założyciela, myśliciela i ideologa latynoskiego ruchu ludowego Victora Raula Hai de la Torre, którego zawołaniem było: „Ani Moskwa, ani Waszyngton!”.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Marcin Ręczmin poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Peruwiański Kennedy - To on był aż takim łajdakiem i przygłupem ?
    już oceniałe(a)ś
    0
    0