Dziś przypada europejski Dzień bez Samochodu – w wielu miastach, także w Polsce, komunikacja publiczna będzie przez 24 godziny bezpłatna. Jednak to, przynajmniej we francuskiej stolicy, za mało, by skłonić ludzi do przesiadki na stałe z samochodów do innych środków komunikacji.
A przecież wypychanie samochodów z Paryża trwa już od dłuższego czasu. Władze miasta robią wszystko, aby zniechęcić ludzi do używania ich pojazdów.
Klasyczna metoda to postępujące uszczuplanie pasów ruchu dostępnych dla samochodów na rzecz pasów przeznaczonych dla transportu zbiorowego i rowerów.
Wszystkie komentarze
Kopenhaga.
Berlin. Tam współczynnik liczy samochodów na mieszkańca jest duzo mniejszy niż w dużych miastach Polskich. W Berlinie nie musiałem uzywać samochodu, bo komunikacja jest swietnie zorganizowana.
Duńczycy mają tę przewagę, że są nad wodą a i urbanistyka Kopenhagi jest dużo lżejsza. Swoją drogą przydałaby się Christiana w Paryżu
W Paryżu również komunikacja wymiata, może poza RERem jeżeli chodzi o porównanie dwóch miast to powierzchnia Berlina jest dużo większa i mieszkańców jest mniej. W związku z tym nie ma tych samych warunków do rozwoju miast.
Stacz by miał na wino i chleb...
Proponuję sprawdzić raporty jakości powietrza UE.
Wg statystyk, większość przejazdów w miastach dotyczą średnio odległości 5 km.!!!! Przecież taki dystans można nawet spacerkiem dla zdrowia pokonać.
Zrezygnowałem z samochodu na rzecz roweru 5 lat temu i widzę tego tylko pozytywne skutki. Taka zmiana nie jest łatwa, trzeba się przełamać, ale efekty są naprawdę super.
niestety w spoleczenstwach rozwijajacych sie, chodzeniepieszo lub uzywanie roweru wciaz jest passe, obciachem, dziwactwem albo oznaka dziadostwa itp.
Ale człowiek z natury jest leniwy...I dokładnie tak jak mówisz..5km??? Nikt już nie chodzi każdy wozi dupe
Oczywiście przesadzam, ale trochę mi to brzmi jak "nie będzie się burżuj po mieście samochodem rozbijać, ma jeździć komunikacją, bo moja wizja zakłada miasto bez aut - wtedy będzie obiektywnie lepiej". Co najmniej, jakby nie było można znaleźć kompromisu. Poza tym nie ma obiektywnego "lepiej". Widać przecież, że kierowcy chcą jeździć samochodami i gotowi są płacić za to różnego rodzaju dodatkowe podatki: akcyzę, podatki drogowe w paliwie i autach (to olbrzymie pieniądze).
Dlaczego poddajemy tę chęć ocenie moralnej i chcemy "naprawiać" kierowców zamiast po prostu umożliwiać ile się da? Nawet jeśli to mniej efektywne, spora część ma ochotę jeździć autem. Moja ochota bierze się stąd, że place pieniędzmi i czasami nawet czasem, za prywatność, komfort, mój sposób odczuwania przyjemności oraz poczucie wolności: nie muszę planować swojej podróży ani dnia, zawsze mogę pojechać gdzie chcę. Nie widzę powodu, żeby się tego wstydzić.
Proszę przeprowadzić eksperyment myślowy: co Państwo myślą, przy założeniu, że auta są elektryczne. Czy na pewno chodzi tylko o zanieczyszczenia i efektywność transportu publicznego?