Uchwalone przed sześcioma laty prawo pozwala na śledzenie dowolnej osoby na wniosek ministra spraw wewnętrznych. Europejski Trybunał Praw Człowieka nakazał jego zmianę, ale nawet po poprawkach podsłuchiwanie nie będzie trudne.

Do 2011 r. zgodę na podsłuchiwanie obywateli wydawały na Węgrzech sądy. Ale Fidesz, który doszedł do władzy rok wcześniej, postanowił zmienić prawo, uzasadniając ten krok zagrożeniem terrorystycznym w kraju. Odtąd wydanie jej co prawda nadal leży w gestii sądu, ale dodatkowo kompetencje te zyskał również minister sprawiedliwości.

Dwóch aktywistów Instytutu Politycznego Eötvösa Károlyego, organizacji działającej na rzecz praw człowieka, zaskarżyło te zapisy do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Ten w ubiegłym roku wydał werdykt, wzywając Budapeszt do zmiany prawa i zwiększenia kontroli nad służbami mogącymi podsłuchiwać i śledzić obywateli.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Małgorzata Bujara poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Pamiętam jak po 1990 roku przekonywano, że Węgrami nie da się rządzić w sposób autorytarny. Dziś okazuje się, że nie tylko się da, ale im się to bardzo podoba. Czy z Polakami też tak jest?
    już oceniałe(a)ś
    5
    0