Polityczne trzęsienie ziemi trwa w Rumunii od dwóch tygodni, a jego apogeum przypadło w niedzielę, gdy na ulice wielu miast wyszło ponad pół miliona ludzi. Takich protestów 20-milionowy kraj nie pamięta od czasów obalenia komunizmu. Demonstrujących wspiera bezpartyjny prezydent Klaus Iohannis, który we wtorek ma wystąpić z orędziem przed obydwoma izbami parlamentu. W środę zaś, na wniosek opozycji, ma być głosowany wniosek o wotum nieufności dla rządu.
Zaprzysiężony w styczniu gabinet, na którego czele stoi Sorin Grindeanu, popadł w tarapaty, przyjmując dekret znoszący kary więzienia i ograniczający wyroki już zasądzone – ale i przyszłe – wobec polityków. Głównym jego beneficjentem byłby Liviu Dragnea, przywódca rządzących socjaldemokratów (PSD). To on miał stanąć na czele rządu, ale na zaprzysiężenie go nie zgodził się prezydent Iohannis.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze