Wybierając pobożnego i umiarkowanego senatora Tima Kaine'a na wiceprezydenta, Hillary Clinton rozczarowała „postępowych” demokratów, ale może on być wielkim atutem w Białym Domu.

Po długiej, zaciętej i wzajemnie wyniszczającej walce w prawyborach, w których socjalista Bernie Sanders okazał się znacznie groźniejszym rywalem, niż ktokolwiek się spodziewał, wielu analityków oczekiwało, że Hillary Clinton wybierze na stanowisko wiceprezydenta kogoś z lewego skrzydła Partii Demokratycznej. Miliony młodych, żarliwych fanów Sandersa wciąż nie mogą się pogodzić z jego porażką. Jeśli ich rozżalenie, że jednak nie będzie „politycznej rewolucji”, utrzyma się do jesieni, to wielu z nich nie weźmie udziału w wyborach. Albo - co gorsza - zagłosują na Donalda Trumpa, miliardera, który zdobył nominację Republikanów i tak samo jak Sanders szedł do wyborów przeciwko waszyngtońskim elitom. Biorąc powyższe pod uwagę, wydawało się, że dobrym kandydatem byłaby senator Elizabeth Warren, która jest młodszą, żeńską wersją Sandersa.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Łukasz Grzymisławski poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze