Do szkoły w osadzie niedaleko wioski Singati w dystrykcie Dolakha wchodzi się bez butów. Dla mnie to nie był większy problem, bo włożyłem grube skarpety. Mali uczniowie chodzili boso. W styczniu u podnóża Himalajów słońce przyjemnie grzeje, ale gdy jest za chmurami, natychmiast robi się zimno.
Uczniowie do chłodu już dawno przywykli. Napalić w budynku nie ma czym, bo w okolicznych lasach porastających zbocza niskich partii Himalajów powstał rezerwat przyrody - za ścięcie drzewa grozi pół roku więzienia. A do zniszczonych trzęsieniem ziemi okolic nie dowozi się opału. Zresztą prawie niczego się nie dowozi. Ofiary kataklizmu z kwietnia 2015 r. wciąż mieszkają w budach z blachy falistej. To, że w osadzie odbudowano szkołę, zakrawa na cud.
Wszystkie komentarze