Poruszyło mnie to, co przeczytałem w "Wyborczej" o truskawkach na naszej granicy z Kaliningradem. Rzecz była o tym, że mieszkańcy obwodu przeskakują do Polski (bez wiz, bo mają takie prawo) i biorą świeże owoce po 5 zł za kilogram. Na ich pieniądze to 70 rubli.
W Moskwie mogę się obejść smakiem, a jak się nie poszczęści, to niesmakiem. Tu w sezonie zawsze były truskawki przywożone masowo i szybko z rynków hurtowych w Warszawie. Nigdy nie były tanie, ale były.
A dziś w supermarketach można czasem trafić na elegancko opakowane truskawki w pudełkach czy skrzynkach - kilogram wychodzi po... 400 rubli. Na wagę sprzedają je tylko na ulicznych straganach warzywnych, których po wprowadzeniu sankcji na owoce i warzywa z Europy zostało bardzo mało. I tam truskawki są - nie taniej niż po 250 rubli, czyli 17,5 zł. Kupiliśmy w sobotę - ponoć, co mało prawdopodobne, bo przecież sankcje, były z Mołdawii. Na pewno za to nawet nie drugiej świeżości, bo co trzecia nadawała się do wyrzucenia. Obszedłem się więc niesmakiem.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze