Niemcy do premiera Turcji Tayyipa Recepa Erdogana chyba ostatecznie stracili cierpliwość. W piątek szef MSZ Frank Walter Steinmeier kazał zawezwać na dywanik tureckiego ambasadora w Berlinie. Według niemieckich mediów usłyszał bardzo ostre jak na dyplomację pouczenie, że Niemcy nie będą tolerować ataków na swoich polityków. Pogłębiający się kryzys między Berlinem a Ankarą widać jak na dłoni.
Pierwszym poważnym zgrzytem był zeszłotygodniowy wiec Erdogana w Kolonii. Polityk przed morzem tureckich flag i 15 tys. zwolenników atakował niemieckich polityków i media za to, że mieszają się w wewnętrzne sprawy jego kraju. Chodziło o dobiegającą z Niemiec ciągłą krytykę jego autorytarnych posunięć. Erdogan na demonstrujących przeciwników regularnie wysyła policję, a podczas brutalnego tłumienia protestów giną ludzie. Tak np. skończyły się antyrządowe protesty po katastrofie w kopalni w Somie, w której kilka tygodni temu w wyniku nieudolnie prowadzonej akcji ratunkowej życie straciło 302 górników. Erdogan w Kolonii grzmiał, że to Turcy, a nie obcy, będą decydować o tym, co się dzieje w ich kraju. Protestujących nazwał "terrorystami". Gdy mówił o kanclerz Angeli Merkel, tłum jego zwolenników buczał.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze