Pierwsze doniesienie o tragicznym w skutkach zatruciu pojawiło się w połowie października. Dziewięcioletnie bliźniaki ze wsi pod Płońskiem zostały przywiezione do jednego z warszawskich szpitali. Potrzebowały reanimacji i podłączenia do aparatury ratującej życie. Jedno z dzieci przeżyło, ale prawdopodobnie do końca życia nie podniesie się już z łóżka.
Szpital doniósł o zatruciu policji i prokuraturze. Ta wstępnie ustaliła, że przyczyną zatrucia mógł być środek do zwalczania gryzoni. Granulki preparatu ojciec bliźniaków miał rozsypać w gospodarstwie, by chronić zbiory przed szkodnikami, czyli owadami i gryzoniami. Granulki uwalniają gaz, które ma je zatruć. Zatruły się nim jednak dzieci.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
A klienci najwyraźniej kupują nie przejmując się ostrzeżeniami i kłamiąc, że posiadają certyfikat.
Fosforowodór to jeden gaz o jednej nazwie i symbolu PH3
Kontrole, Sanepidy, pozwolenia to tylko jedna strona medalu, wcale nie najważniejsza.
Poważniejszym problem jest taki, że ludzie kończąc edukację (podobno obowiązkową) nie wynoszą żadnej wiedzy i umiejętności logicznego myślenia. Co gorsza ten trend się pogłębia - niedawno miałem rozmowę z nauczycielką matematyki mojej córki. Pani oświadczyła mi abym nie mieszał młodej w głowie alternatywnymi możliwościami rozwiązania problemu, bo ona nie ma na celu nauczanie matematyki. Pani ma na celu przygotowanie do zdania matury - rozwiązania wg jakiegoś magicznego schematu i podobne głupoty - brrr (:
Skutek jest taki, że kupując środki do zwalczania szkodników (w tym wypadku zwykłego trucia), ludki nie mają żadnej refleksji i nie oświeca im się żadna lampka ostrzegawcza, bo nikt nie powiedział. W cale się nie wymądrzam, choć z zawodu jestem chemikiem. Zwyczajnie widzę konieczność znanego z USA uprzedzania, że benzyna jest łatwopalna - choć to też wymaga umiejętności czytania ze zrozumiem. Brawo polski system edukacji.
A jeśli będzie w preparacie o nazwach "zabij mysz" i drugim "uratuj zboże" to znaczy, że sprzedają go w dwóch różnych preparatach i symbol nie ma tu znaczenia.
Dodajmy, że połowę etykiety zajmują ostrzeżenia. Piktogramy + opisy zagrożeń. Tylko ameba nie zwróci na to uwagi.
Mam nadzieję, że Inspekcja Handlowa zrobi porządek z handlem internetowym tym środkiem.
Pewnie da się znaleźć lepszy sposób na gryzonie, ale na problem, że "w tym kraju żyją głąby bez wyobraźni" to chyba się nie uda.
Sądzę raczej, że będzie coraz gorzej. Przeważnie im jest większy dobrobyt tym bardziej państwo dba o obywatela i więcej problemów rozwiązuje za niego. W ten sposób obywatel nie ma potrzeby myślenia/uczenia się. W szkole cały czas zmniejsza się wymagania, bo w sumie pewne umiejętności nie są niezbędne w życiu (). Nauczyciele zarabiają coraz mniej, a ich autorytet upada (dzieci ich nie szanują, bo nie robią tego też rodzice). Ci lepsi często odchodzą...
-----
Ostrzega. Producent na opakowaniu. Jak matoł nie przeczyta instrukcji to nie ma co liczyć, że będzie czytał strony www ministerstwa.
Można liczyć na to, że ostrzeżenie podadzą media. Nagłaśnianie takich zagrożeń jednak czasami pomaga.
I co będzie 100 razy dziennie na każdym kanale przez caly agitka o środkach ochrony roślin? A co nożami też można sobie zrobić krzywdę.
rolnicy nie czytaj! nie dlatego,że nie potrafią. oni zwyczajnie wiedza lepiej!
Skoro była taka burza wokół alkotubek, że aż premier się tym zajął, choć nikogo nie zabiły, to dlaczego nie nagłośnić tej sprawy? Może jakieś dziecko dzięki temu nie straci życia!
Już widzę te miliony telewidzów czy internautów, którzy z błyskiem w oku oglądają po raz setny ostrzeżenie przed stosowaniem środka, o którym 99% z nich nigdy w życiu nie słyszało i nigdy w życie nie potrzebowało.
Na wsi mieszka 40% Polaków. I zapewne oglądają telewizję.
Wystarczy, żeby ci, którzy używają i potrzebują, zastanowili się co i jak robią. Jak mąż powie żonie, że musi kupić coś na szczury, bo mu się w stodole panoszą, to ona odpowie, żeby nie kupował tej trucizny, która zabiła ostatnio kilko dzieci.
I żaden z nich nie potrafi samodzielnie przeczytać instrukcji?
Potrafi ale to dyshonor! Nie będzie mu instrukcja jakaś dyktować co ma robić!
A potem szwagier powie że ta działa najlepiej i tak kupi. Noc nie zastąpi umiejętności czytania instrukcji
1. Nie karmić, posprzątać, jedzenie trzymać w szczelnych opakowaniach.
2. Humanitarnie wyłapać i eksmitować.
Ale nie, chłop żywemu nie przepuści, zrobi z domu komorę gazową z fosforowodorem, przy okazji zatruje i zabije własne dzieci czy wnuki.
I nikt mu nie będzie mówił, co ma robić! Dopiero później winni wszyscy, tylko nie ten, który nie potrafił przeczytać instrukcji. Albo miał ją gdzieś, bo przecież on wie najlepiej.
Humanitarnie wyłapać.
Stary - chyba nigdy nie przeżyłeś zimy w starym, drewnianym domu na wsi...
Jedyne rozwiązanie to broń biologiczna. Znaczy ze cztery łowne koty.
Ty chyba nigdy nie miałeś do czynienia z prawdziwymi myszami czy szczurami oprócz kreskówek, a krecik pewnie wg ciebie to ukochane śmieszne zwierzątko
Mieszkam na wsi, gryzoni nie truję, już choćby dlatego, że to zagraża innym zwierzętom, nie mam kotów, bo wolą zabijać młode ptaki, niż atakować szczury, które są w chwili zagrożenia życia bardzo waleczne i widzę po kotach sąsiadów, że rzadko udaje im się poradzić sobie ze szczurem, często nawet nie próbują. Jeśli jakieś zwierzę dostanie się do domu, używam żywołapek. Mam za sobą wiele zim w starym domu na wsi, nie żyję w kreskówce, mam w ogrodzie krety i nie wiem, czy są ukochane i śmieszne, ale też żadni z nich złoczyńcy, to pożyteczne zwierzęta.
To nie przypadek, że wszystkie opisane przypadki miały miejsce na wsi. Nie jest to kwestia wyłącznie jakiejś wyjątkowej głupoty rolników (mam hipotezę, że w mieście też znalazły by się równie nieodpowiedzialne osoby), a po prostu sytuacji. Na wsi jest dużo gryzoni bo mają tam okazje się żywić nie tylko - jak w miastach - śmieciami. Są prawdziwym utrapieniem, kiedy ma się przy domu kury, trzymają się miejsc, gdzie jest zboże, zwierzęta hodowlane i tak dalej.
Nie karmić... mhm
Mi ostatnio myszy wszamały pół wkladu do znicza (jest wytwarzany na bazie oleju roślinnego).
Są to gryzonie które wybredne nie są. Potrafią oskubać do kości mysz która zlapała się w łapkę i nie została z niej usunięta.
Nie zesraj się. Ja biorę myszy na lep ;)
Aha przypomniało mi się. Myszy żywią się nasionami osypującymi się z chwastów jesienią i zimą (bardzo lubią np. szarłat szorstki). Jak ktoś nie chce myszy na podwórku to powinien walczyć z chwastami.
Eksmitować do sąsiada, czy jak ?
Chyba raczej eksterminować ??
Rodzice i dziadek?
Jedną osobą która ma to na sumieniu jest osoba która zastosowała środek i nie przeczytała instrukcji
Rodzice. Bo nie używają mózgów.
Daj spokój. Jak nie czad to zdrutowany gwoździem bezpiecznik, jak nie samodziałowy przedłużacz albo pitbull - to trutka na szczury.
Make something foolproof, they'll make a better fool.
Zakaż też sprzedaży noży, bo "szarzy ludzie" mogą poderżnąć sobie gardło.
Noże mają dziesiątki innych zastosowań, podobnie samochody, nożyczki, wiertarki, młotki, tasaki, siekiery i inne. Trucizna, i to tak silna, służy WYŁĄCZNIE DO ZABIJANIA. Ta sama debilna gadka to w przypadku broni w USA.
Mądrala, kurna.
No to i posłużyła do zabijania. Tym razem dzieci.
A wystarczyło przeczytać i zastosować się do instrukcji.
%$^^&*&**())_#@!!!!!
Rodzice
Rodzina.
Może jednak bardziej humanitarna byłaby aborcja do 12 tygodnia.
Rodentycydy, czyli środki gryzoniobójcze, można podzielić na dwie główne grupy, zależnie od sposobu ich działania, Jedną z nich są środki, przyjmowane przez gryzonie drogą pokarmową. Druga stanowią środki wziewne, które wydzielają toksyczne gazy jak wspomniany fosforek glinu, który w wyniku kontaktu z wilgocią i powietrzem uwalnia gaz - fosforowodór.
To niezwykle toksyczny gaz, który hamuje dostęp tlenu do komórek i, wg opinii specjalistów, powoduje ich szybką śmierć stąd też użycie rodentycydów na bazie fosforku glinu obarczone jest ścisłymi restrykcjami.
W Polsce dopuszcza się ich stosowanie wyłącznie przez przeszkolonych specjalistów, a na opakowaniach preparatów widnieją wyraźne informacje o konieczności uzyskania odpowiednich zezwoleń przed ich użyciem i o wymaganych środkach ostrożności.
Tyle teoria - jak widać z artykułu sprzedaż tych skrajnie niebezpiecznych dla życia i zdrowia, zwłaszcza dzieci, substancji nie była obwarowana, wbrew obowiązującym przepisom, żadnymi rygorami. Wszak mamy w Polsce prawdziwy kapitalizm, którego naczelną zasadą jest: pecunia non olet.
Dziękuję za ten wpis.
Prawo to jedno a jego egzekwowanie, drugie. Najlepsze przepisy nie będą skuteczne jeżeli nikt ich nie będzie egzekwował. Niestety ale w naszym kraju istnieje dziwne przekonanie o skuteczności czarnego tuszu na białym papierze.
Masz rację, gdyby państwo nie było z kartonu, każdy obywatel dostałby do domu list z ostrzeżeniem, żeby tego środka nie używać. Listonosz/kurier byłby odpowiedzialny za to, żeby adresat to przeczytał. Nie wiem, kto byłby odpowiedzialny za to,, żeby tekst zrozumiał, ale autorka artykułu na pewno wie. Jeżeli autorką jest red. Watoła, to odpowiedzialnością obciąży jest min. Leszczynę.
Nie - gdyby panstwo nie bylo z kartonu, to niebezpiecznych substancji nie sprzedawaloby sie w internecie i opakowania bylyby oznaczone informacja o zasasach uzycia. A min zdrowia swoja droga juz dawno powinna wyleciec za kolesiostwo i nepotyzm.
Państwo nie powinno również dopuścić do sprzedawania samochodów, a już na pewno motocykli nikomu, kto nie przejdzie dokładnych badań psychiatrycznych. A najlepiej, żeby je sprzedawało tylko właścicielom firm transportowych po uzyskaniu licencji.
Nie należy sprzedawać na wolnym rynku środków przeciwbólowych, bo mozna się nimi zatruć...
Nie należy sprzedawać...
Na opakowaniach niebezpiecznych substancji jest instrukcja użycia. Trzeba ją tylko przed zastosowaniem przeczytać.