Inicjatywa wprowadzenia darmowych obiadów w łódzkich podstawówkach wyszła od mieszkańców. Pod projektem podpisało się blisko 1,8 tys. osób. W środę rada miasta przyjęła go jednomyślnie, choć jeszcze trzy tygodnie temu niechętni mu byli rządzący Łodzią politycy PO i SLD.
– Zapewnienie uczniom i uczennicom podstawówek ciepłych, pełnowartościowych posiłków jest podstawowym elementem wyrównywania szans edukacyjnych – mówiła Agata Kobylińska z Koalicji TAK! (Koalicja startuje w wyborach samorządowych w Łodzi), jedna z inicjatorek projektu. – Nakłady na ten cel to nie wydatek, ale inwestycja w rozwój dzieci – dodała. Teraz została wiceprzewodniczącą zespołu odpowiedzialnego za realizację projektu – szczegóły zostaną opracowane do końca marca, by od września ok. 40 tys. uczniów mogło skorzystać z darmowych obiadów. Społecznicy szacowali, że na ten cel potrzeba ok. 30 mln zł, prawdopodobnie jednak kwota będzie wyższa.
Wszystkie komentarze
... i obowiązkowe przedszkole od 3. roku życia! Nawet gdyby to miało być dla trzylatków tylko 10 godzin tygodniowo!
Bo po pierwsze mnóstwo tak wydatkowanych pieniędzy będzie zmarnowanych - duża część dzieci będzie udawała, że spożywa obiad rozdłubując coś na talerzu. Darmowa pełnowartościowa zupa dla wszystkich chętnych, bez przymuszania kogokolwiek, to noże miałoby sens. Obiady dla najbiedniejszych są, można myśleć o poszerzeniu listy beneficjentów, ale obiady dla wszystkich są bez sensu, bo ani się tych wszystkich nie zadowoli, ani nas na to nie stać, ani to nie będzie zjedzone.
Jest wiele istotniejszych rzeczy, które w istotny sposób różnicują edukacyjne szanse, które należy dofinansować. Problem numer jeden w tej chwili stanowią braki w kadrze nauczycielskiej, które zamożni rodzice rekompensują, a biedniejsi nawet o tym nie myślą. W szkołach brak tego co było jeszcze dwa lata temu - kółek rozwijających zainteresowania i zajęć wyrównawczych. Bo nie ma sal, ani ludzi, ani dobrych chęci. Dofinansować warto wyjazdy na warsztaty naukowe i wymiany językowe - to świetnie działało w dotychczasowych gimnazjach, a teraz skurczyło się do ostatnich enklaw.
Szkoła coraz gorzej wywiązuje się ze swoich podstawowych obowiązków, o to trzeba zadbać, a nie dokładać jej nowych, zapewne też obłożonych stosowną porcją biurokracji.
Bardzo dobry, wyważony komentarz.
Tyle, że tu chodzi o obiady z inicjatywy lokalnej i będą tylko dla chętnych.
Rzecz w tym, że niemal każdy rodzic będzie zainteresowany (z darmówki się nie rezygnuje łatwo), tylko dziecko nie. Mam w domu licealistę, któremu finansuję obiady i wiem że ich "zjadalność" jest niska. Nigdy nie są to dwa dania, bo podobno "czasu zbyt mało". A to osobnik, który nie jest wybrednym niejadkiem i ma duże możliwości. W domu zjada kolejne danie obiadowe. Ja mam świadomość, że w moim przypadku to nie są dobrze zainwestowane pieniądze (obiady są w naszej szkole drogie), ale to są sumy z mojego prywatnego portfela. Pieniądze z "państwowej" kasy będą płynęły po dwakroć szybciej. Jaki procent zdrowych ciepłych dań zasili tak zwane "zlewki"? Nota bene nie wiem czy instytucja zlewek jeszcze w ogóle istnieje w dobie karmienia bydełka syntetycznymi karmami.
Rozumiem, ze to musi bardzo bolec,ze to z PANA pieniedzy dzieci dostana normalny, cieply (i wedlug zalozen - zdrowy) obiad. Rzeczywiscie, potworny pomysl. Mam nadzieje, ze jak Panpowaznie zachoruje, to bedzie sie leczyl tylko ze SWOICH pieniedzy (a przypomne, ze leczenie raka, czy udaru ze skladek jedej osoby nie da sie sfinansowac).
Słuchaj i czytaj suwerenie. Ja nie przeciw karmieniu,a przeciwko głupiemu fałszowaniu rzeczywistości. A rakiem mnie nie strasz,bo to wraca,a poza tym kanalie nie są wrażliwe na wasze modły o śmierć.
Ważne, że jest mądra decyzja w konkretnej sprawie.
Nie publicznych, tylko naszych. Chociaż masz rację, że te i inne wydatki np. na dodatkowe zajęcia mogłyby zastąpić 500+ i dotyczyć wszystkich dzieci.
To samo pomyślałam.
Wszystkie dzieci powinny mieć identyczne szanse rozwoju, niezależnie od materialnego statusu ich rodziców.
To nazywa się komunizm