J. jest obywatelem Rumunii romskiego pochodzenia (w Polsce jest legalnie, bo Rumunia należy do Unii Europejskiej). Od ponad roku mieszka z żoną i dziećmi na romskim koczowisku na terenie dawnych ogródków działkowych w Poznaniu. We wrześniu dwoje jego dzieci rozpocznie naukę w jednej z podstawówek.
Rodzina utrzymuje się z żebractwa na ulicach. J. słabo mówi po polsku. Naszą rozmowę tłumaczy społecznik, który pomaga Romom i zna język rumuński.
We wtorek 2 sierpnia J. zbierał pieniądze od kierowców na jednej z ulic. Gdy auta stały na czerwonym świetle, chodził między nimi z kubkiem. Zatrzymali go policjanci. - Kazali wejść do radiowozu. Zabrali kubek z pieniędzmi i telefon. Powiedzieli, że żebrać mam w Rumunii, a nie w Polsce. Zawiązali mi oczy jakąś chustą, powiedzieli, że jedziemy do lasu - relacjonuje J. I dalej mówi: - Zdjęli chustę, gdy się zatrzymaliśmy. Były drzewa, nie widziałem budynków. Oddali telefon i odjechali. Zadzwoniłem do żony, powiedziałem, co się stało. Potem znalazłem przystanek, wróciłem do miasta autobusem nr 55.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze