Była to interwencja zgodna z prawem, ale kiedy mężczyzna odrzucił niebezpieczne przedmioty i zaczął uciekać, można było zatrzymać go inaczej. Jednak w tak ekstremalnych sytuacjach działa się pod wpływem stresu - tak gen. Adam Rapacki, były wiceszef policji, ocenia reakcję policji w Gorzowie.

W poniedziałek rano w Gorzowie Wielkopolskim ok. 50-letni mężczyzna wybiegł z kamienicy z tłuczkiem, młotkiem, łomem i metalową rurą. Zaczął niszczyć zaparkowane obok samochody. Uszkodził kilkanaście z nich, rozbił też dwie witryny sklepowe.

Kiedy na miejsce przyjechał radiowóz, mężczyzna rzucił w policjantów tłuczkiem, zrobił też dziurę w radiowozie.

Nie reagował na polecenia dwójki funkcjonariuszy każących mu rzucić niebezpieczne przedmioty. Krzyczał: "Strzelaj! Strzelaj!". Kiedy zaczął uciekać, został postrzelony w nogę.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Michał Olszewski poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Mieli prawo strzelać, ale wtedy jak im groził, a nie wtedy jak już uciekał.
    już oceniałe(a)ś
    11
    2
    "Interwencja wyglądała nieszczególnie" taki eufemizm dla ŻENADA
    już oceniałe(a)ś
    8
    1