Antybiotyki to nie cukierki - jeśli nie będziemy stosować ich rozważnie i odpowiedzialnie, to nie tylko nie pomogą, ale mogą zawieść wtedy, gdy naprawdę będą potrzebne.

Schemat zbyt często jest taki: czujemy się niewyraźnie, "coś nas bierze", a czeka ważna prezentacja w pracy lub sprawdzian w szkole. Za nic w świecie nie możemy się teraz rozłożyć. No to już - sięgamy po antybiotyk, który został nam z jakiejś poprzedniej infekcji. Bierzemy go przez dwa dni, tak na wszelki wypadek, żeby się choroba nie rozwinęła na dobre.

Często też sami lekarze przepisują antybiotyki "na wszelki wypadek", argumentując, że infekcja wirusowa może się nadkazić bakteriami. Dają lek od razu albo wypisują receptę "jakby się pogorszyło", co w praktyce oznacza, że większość ludzi decyduje się go wykupić od razu. Rezultat? Ponad 80 proc. chorych, którzy przychodzą do przychodni z objawami infekcji, na dzień dobry dostaje antybiotyk.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Monika Tutak-Goll poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Myślę że większym problemem niż społeczeństwo są lekarze. Ma dwójkę małych dzieci, idąc do przychodni dziecko na dzień dobry dostaje antybiotyk z komentarzem "żeby była Pani spokojniejsza". Będąc w piątek z synem u lekarza z objawami grypy dostałam receptę na antybiotyk którego nie wykupiłam i zawsze się zastanawiam w takiej sytuacji czy dobrze robię nie dając mu tego antybiotyku. Zawsze przepisują tak na wszelki wypadek. A przecież wystarczyło by propagować badania CRP - w przychodniach by można było stwierdzić czy infekcja jest bakteryjna. No ale po co to sprawdzać, przecież to kosztuje, lepiej niech pacjent weźmie antybiotyk.....
    już oceniałe(a)ś
    0
    0