W 1963 r. król pop-artu był już znanym artystą, portrecistą gwiazd. Uwiecznił na płótnie twarze Marilyn Monroe, Elizabeth Taylor i Elvisa Presleya. Pewnego dnia wszedł do jednej z nowojorskich fotobudek i odkrył siłę selfie.

Na paskach z fotoczułego papieru każdy – ikona piękna, bezdomny czy urzędnik – przybierają te same pozy, wyglądają tak samo. Dlaczego więc Warhol ma być gorszy niż Taylor czy Monroe? W demokracji autor ma prawo stać się bohaterem dzieła sztuki. Pierwszy z jego licznych autoportretów wystawia właśnie, a dokładniej 28 czerwca, na sprzedaż dom aukcyjny Sotheby's.

Jak podaje brytyjski dziennik „The Guardian", inauguracyjne „selfie” Andy'ego Warhola od lat 80. XX wieku przechowywane w zbiorach prywatnych wyceniono na 7 milionów funtów. Nisko, jeśli porównać z rekordową ceną 105,4 mln dol., jaką ten dom aukcyjny wziął w listopadzie 2013 r. za obraz „Silver Car Crash (Double Disaster)” z 1963 r. Czy 80 mln dol. za „Turquoise Marilyn” (z 1964 r.), czy 71,7 mln dol. za „Green Car Crash (Burning Green Car 1)”.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Anna Gamdzyk-Chełmińska poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze