Pierwsze martwe małpy zaczęto znajdować w tropikalnym lesie 16 maja. Te, które jeszcze oddychały, wolontariusze z okolic miasta Tecolutilla w stanie Tabasco na wybrzeżu Zatoki Meksykańskiej zaczęli znosić do lokalnego lekarza weterynarii. Tak udało się uratować pięć wyjców.
- Przynoszono je, gdy były w stanie krytycznym, odwodnione i z gorączką. Były wiotkie jak szmatki. To był udar cieplny - powiedział agencji AP dr Sergio Valenzuela, weterynarz, który leczy znalezione w dusznej i bagnistej dżungli zwierzęta.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
A to dopiero początek.
Strach pomyśleć co będzie za kilkanaście lat...
więcej barbórek
i roponośno-gazowych rurek
No i jaka susza, skoro gdzieś tam w Polsce były podtopienia?
W zeszłym roku kiedy gotowały się Indie usłyszałam "ale tam zawsze było gorąco".
Głupota zabije ludzkość.
Głodu na świecie nie ma, bo już dziś jadłem!
Siebie wykończymy, przyroda, tak czy inna, się odrodzi, już gdy nas nie będzie
Oby!
Byłoby to możliwe.
Gdyby istniał.
I wszechmogący.
Z góry wiedzący, jakich ludzi tworzy, ale potem karzący za to, że są tacy a nie inni.
Dobrze, że chociaż sam zesłał siebie na Ziemię, żeby umrzeć i w ten sposób sam się przebłagać za to wszystko.
theguardian.com/global-development/2022/jul/28/water-is-the-real-thing-but-millions-of-mexicans-are-struggling-without-it
Jak już ktoś ma dziecko, to ten SUV to już tylko wisienka na torcie...