Republika Południowej Afryki to największy afrykański eksporter trofeów łowieckich. Przyjeżdżają tam myśliwi z całego świata, by zabijać zwierzęta dla ich rogów czy skór. Najnowsze badanie opinii publicznej wskazuje, że aż 68 proc. mieszkańców tego kraju jest przeciwna podobnym działaniom.

Mogłoby się wydawać, że polowanie na lwa to śmiertelnie niebezpieczna wyprawa w dzicz. Okazuje się, że niekoniecznie. W Republice Południowej Afryki (RPA) działa blisko 300 ośrodków hodowlanych, które utrzymują ponad 10 tys. lwów. Tylko po to, by ktoś przyjechał je zabić. Lwy są zresztą oswojone z ludźmi i nie spodziewają się z ich strony niczego złego. Jest to dużo tańsze niż organizacja łowieckiego safari, które niekoniecznie musi zakończyć się sukcesem w postaci lwiej skóry nad kominkiem.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Więcej
    Komentarze
    Boszszsz!! Zastrzelić lwa w zagrodzie, żeby potem położyć jego skórę w salonie- jakim poyebem trzeba być.
    Gdyby to było normalne safari w kolonialnym stylu, czasem lew upolowałby myśliwego- przyjemnie pomyśleć o takim scenariuszu.
    Chociaż i tak ryzyko myśliwego było mniejsze niż uczestników nagonki- mieszkańców jakiejś wioski zachęconych niezłym zarobkiem.
    Niestety, taka hodowla ma pewien plus. Część amatorów zabijania, gdyby nie było hodowli, zdecydowałaby się na kupowanie trofeów od kłusowników i to by było gorsze dla zwierząt. Już teraz są problemem Chińczycy wierzący w cudowne właściwości rogu nosorożca, choć równie dobrze mogliby nawpieprzać się keratyny z własnych paznokci.
    już oceniałe(a)ś
    1
    0