Warroza, którą odkryto pod koniec czerwca w Newcastle, objęła już ponad 1,5 tys. uli. Władze Australii zdecydowały o zabiciu pszczół, żeby zapobiec rozprzestrzenianiu się choroby.

Do tej pory wykryto ponad 30 ognisk tej choroby, jednak zdaniem Dugalda Saundersa, odpowiedzialnego za rolnictwo w Nowej Południowej Walii, nic nie wskazuje na to, by przenosiła się ona w niekontrolowany sposób. Wręcz przeciwnie, służby mogą prześledzić połączenia między poszczególnymi ogniskami, co zdaniem polityka daje nadzieję, że zarówno wprowadzony w tym stanie lockdown dla pszczół, jak i nakazy zabijania pszczół i palenia uli przynoszą zamierzony efekt. W ramach walki z epidemią zabito już od 15 do nawet 45 mln pszczół w Australii.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Więcej
    Komentarze
    Warroza nic nie dziesiątkuje, znane są na nią skuteczne metody.
    już oceniałe(a)ś
    4
    0
    Przemysłowa hodowla pszczół jest równie destrukcyjna dla środowiska jak inne formy rolnictwa przemysłowego, ponieważ dostarczając mobilnych usług zapylania umożliwia patologiczne uprawy niszczące całe naturalne życie w otoczeniu.
    Bojkotujmy miód.
    już oceniałe(a)ś
    0
    0
    ?? "do obsługi _hodowców migdałów_"
    już oceniałe(a)ś
    0
    0
    To jakby splunięcie w twarz Bolsonaro.
    już oceniałe(a)ś
    0
    0