Szanowni Państwo, groza wojny wisi nad naszą wschodnią granicą, a w pisowskiej Polsce władza zajmuje się sobą. Spodziewałem się, że będą gnili brzydko, ale oni gniją parszywie. Zarówno przez swoje kryminalne zaniechania, które oznaczają śmierć dziesiątek tysięcy ludzi, jak i kryminalne działania - podsłuchy opozycji.

Teraz doszły groźby od „nieznanych sprawców" wobec rodzin ofiar podsłuchów.   

Niech gniją. Niech trwa to jak najkrócej i z najmniejszą możliwie społeczną szkodą…

Tymczasem demokratyczny świat konfrontuje się z groźbą realnej wojny. Dzieją się rzeczy o wymiarze historycznym. Putin chciałby mieć swoje Monachium, ale go od Bidena nie dostanie. A nasza chata wcale nie z kraja. Putin robi manewry, gromadzi wojska. Od granicy Białorusi, którą już włada, ma do Kijowa 100 kilometrów. Brytyjczycy i Amerykanie wysyłają Ukraińcom broń. A Putin, jak Stalin w Jałcie, wie, że „wygrywa tylko ten, kto się nie boi wojen", a ten, „komu zależy na pokoju, ten zawsze cofnie się przed gwałtem".

Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie

Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi

Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.

Więcej