Na trasie byli tylko dwaj trenerzy, którzy mogli mi pomóc, a na stadionie dziennikarze przyjmowali zakłady, na którym kilometrze sędziowie mnie zdejmą. Rozmowa z Robertem Korzeniowskim, mistrzem olimpijskim i mistrzem świata w chodzie sportowym

Tekst był opublikowany w „Dużym Formacie" 20 października 2003 r.

Paryż, mistrzostwa świata, chód na 50 km. Ucieka Pan z Niemcem Andreasem Ermem. Zostało jeszcze 10 kilometrów do mety. Wydaje się, że ma Pan złoto w kieszeni, ale niespodziewanie zaczyna się thriller. Atakują Rosjanie, German Skurygin...

- ...zbliżał się do mnie w piekielnym tempie. Na każdym nawrocie widziałem, że jest coraz bliżej.

Był Pan przygotowany na atak?

- Widziałem, że z tyłu, za mną, toczą się jakieś rozmowy. To Aleksiej Wojewodin ustalał ze Skuryginem wspólną taktykę. Bardziej obawiałem się Wojewodina niż Skurygina. Wojewodin rok wcześniej, na mistrzostwach Europy w Monachium, był tuż za mną.

Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie

Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi

Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.

Więcej
    Komentarze