Tłum zombiaków oblegających centrum handlowe, jak w klasycznym "Świcie żywych trupów", jest metaforą ludzi czyhających na wyprzedaże. Widzimy w nich potwory, ale też widzimy kpinę z własnego życia codziennego. Dlatego filmy o zombie bardzo często zawieszone są między horrorem a komedią

Tekst był opublikowany w „Dużym Formacie” 17 marca 2011 r.

Uczestniczyłem niedawno w dyskusji zorganizowanej przez młodych pracowników naukowych Uniwersytetu Śląskiego, na której zastanawiano się, skąd kariera dwóch czołowych straszydeł współczesnej popkultury: wampira i zombie.

Popkulturowy kanon wampiryczności stworzył Bram Stoker "Draculą", a zombie skodyfikował George Romero "Nocą żywych trupów". Odtąd mamy wprawdzie próby odejścia od tego kanonu (na przykład rewizjonistyczne "Miasteczko Salem" Stephena Kinga - w którym amerykański mistrz horroru opowiedział "Draculę" po swojemu), ale przeważają dzieła zgodne z nim.

Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie

Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi

Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.

Więcej
    Komentarze