Trochę mnie ostatnio denerwowało, że studenci szalenie mało czytają. Jakby im to było niepotrzebne. A przecież jak się ilustruje, trzeba się naczytać. Nie mówię dzieła, które się ilustruje, ale i o człowieku, który je napisał też się przydaje coś wiedzieć. Rozmowa z Januszem Stannym

Rozmowa była opublikowana w "Gazecie Stołecznej" 9 sierpnia 2010 r.

Czuje się pan odpowiedzialny za to, że nauczyłam się patrzeć na świat przez pana ilustracje?

- Wzrusza mnie pani.

Jako dziecko uwielbiałam serię "Z wiewiórką". To przez pana uważam, że król musi mieć wijące się loki, wąsy, brodę oraz koronę na czubku głowy.

- W latach 60. Jan Marcin Szancer, profesor ASP, u którego byłem asystentem, został kierownikiem artystycznym Biura Wydawniczego "Ruch", które oprócz sieci kiosków, kolportowania prasy prowadziło działalność wydawniczą. Powstała utopijna idea, by przez kioski Ruchu docierać do ludzi z dobrą grafiką, by książki przygotowywały dzieci do przyjęcia sztuki nowoczesnej. Ilustrowali m.in.: Tomaszewski, Zamecznik, Strumiłło, Młodożeniec, Wilkoń. Co czwartek mieliśmy kolegia redakcyjne, ocenialiśmy sześć-siedem książek. I to nie były tylko takie maleńkie książeczki jak z serii "Z wiewiórką". Dziś sobie nie wyobrażam takiej pracy ani żeby ktoś wydawał tyle książek, i to w takich nakładach! Bardzo mnie więc pani ucieszyła tym, że pamiętała te książki sprzed lat. Na szczęście teraz zauważam pewną modę na książkę dziecięcą z lat 60., 70. Może sięgają po nie babcie i mamusie?

Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie

Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi

Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.

Więcej
    Komentarze
    Ten straszny socjalizm w PRL-u dążył do wykształcenia świadomego odbiorcy sztuki. I to był jego błąd. Inteligencja poprowadziła "lud na barykady". Współcześni bonzowie już nie popełniają tej pomyłki. Dziecko wykształcone na piosenkach Zenka M.; pstrokatych, bezmyślnych reklamach; ogłupiających "Sylwestrach z (..)" oraz tandecie seriali i filmów kopanych nie będzie czuło potrzeby zmian... Dopóki wystarcza na 500+ sztuka nie jest ludziom do niczego potrzebna.
    I tak, wiem, że i w PRL-u były "Biedroneczki są w kropeczki", "Czterech pancernych i pies" oraz życiorys Stalina w księgarni. Ale nawet w Opolu trafiały się piosenki-perełki, książki (tak, wiem, że nie wszystkie można było wydawać) były tanie, tanie były nawet bilety do teatru.
    Brzydota tamtych osiedli była przynajmniej zasłaniana obowiązkową zielenią. Dzisiejszych płacht z reklamą majtek i oraz "płonących konarów" nic nie zasłoni.
    już oceniałe(a)ś
    12
    0